Masłowska i Porczyńska. Kolejna książka i debiut. Pierwsza to potwierdzenie, druga – objawienie.
Dorota Masłowska – Kochanie, zabiłam nasze koty, Noir sur Blanc, Warszawa 2012, s. 158
Rozbawienie, zaskoczenie, zniesmaczenie, spoważnienie – Masłowska potrafi pobudzić do odczuwania wszystkiego podczas czytania jej książek, poza przeciętnością. Prozę pisarki można lubić albo nie – po przeczytaniu choć jednej książki ma się już wyrobione zdanie. A to już coś. Masłowska nie jest dla wszystkich – albo się ją od razu pokocha, albo od razu znienawidzi i już nie sięgnie po kolejny tytuł. Jak takich nieco kontrowersyjnych klasyków, jak Cortazar czy Marquez. „Kochanie, zabiłam nasze koty” to historia oczyszczającego zabójstwa, które ani nie chce się dobrze skończyć, ani tym bardziej nie prostuje spraw kobiet uwikłanych w całą historię. Jest śmieszno i straszno. Komediodramat w pełnej krasie, doprawiony solidną szczyptą dystansu w niejednoznacznej rzeczywistości powieści. Dla mnie bomba.
Agata Porczyńska – Wada wymowy, Prószyński i s-ka, Warszawa 2012, s. 288
Usubtelniona i bardziej poukładana, ale jednak: rodzi się literacko nowa Masłowska? Doskonale wcielająca się w swoich bohaterów, bawiąca się językiem i schematami. Wyśmiewająca naiwność, śmieszność oraz paradoksalność ludzkiej psychiki i drwiąca z typowo polskiej sąsiedzkiej zawiści. Kreatywne pisanie w czystej formie. Bez zbędnych ozdobników, bez banalnych historii, bez nadprogramowych słów. Rzadko który debiut literacki broni się tak silnie.
Comments
No za Masłowską to ja nie przepadam… Jakoś nie pojmuję jej fenomenu, choć próbowałam. Więc może ta druga, trzeba wspierać debiutantów.