Duża i wielka książka z zielskiem. Lub, bardziej precyzyjnie, o zielsku. Które można znaleźć na każdej łące, polanie, czasem nawet w miejskich parkach i na skwerach. Zazwyczaj się je depta albo omija szerokim łukiem, bo są kłujące, drapiące i dziwne. Badylami interesują się tylko dzieci. A tak w ogóle to nie wiadomo, czy nie trujące. No właśnie – nie wiadomo. Łukasz Łuczaj postanowił się dowiedzieć jak to naprawdę z tymi trawami jest i zrobił obszerny przegląd kilkudziesięciu dzikorosnących roślin. W myśl łamania zasady „Panie, co dzikie, to złe!”.
Bo właśnie nie do końca takie złe. Oczywiście, są gatunki roślin, których lepiej nie zrywać, bo możecie się zatruć i w efekcie dostać paskudnej wysypki i wymiotować dalej niż widzicie, a w ekstremalnym przypadku wylądować w szpitalu. Ale bez obaw, takie rośliny zostały oznaczone w książce trupią czachą i po krótkiej lekturze już będziecie wiedzieć co rwać, a co zostawić w spokoju.
Książka jest skonstruowana jak encyklopedia uzupełniona o przepisy kulinarne. Każda roślina jest opisana i zilustrowana rysunkiem w przekroju. Przy danym habździu znajdzie informacje: kiedy przypada okres jego zbioru, gdzie go szukać i po czym go rozpoznać, które części są jadalne oraz z czym może nam się pomylić ta konkretna roślina, bo akurat jest podobna do jakiejś innej.
Opisy wzbogacone są o krótkie opowieści z życia autora, który swoją dietę opiera w dużej mierze na zebranych przez siebie, dzikich roślinach. Na końcu książki znajdziecie kalendarz zbiorów.
I oczywiście creme de la creme całego tytułu, czyli przepisy kulinarne. Od samego przeglądania, nie mówiąc już o wypróbowaniu, można pomyśleć sobie: zaraz zaraz, a dlaczego ja o tym wcześniej nie wiedziałam/wiedziałem? Tyle możliwości do eksperymentowania w kuchni! Zdjęcia są autorstwa kilku osób, z których osobiście znam jedną – Klaudynę. Fotografie są piękne i apetyczne, buchają żywymi kolorami i są lepszym wabikiem niż najlepsze rekomendacje najlepszych autorytetów. Serio. Wszystko jest świeże, soczyste, o intensywnym smaku.
Brawo!
Łukasz Łuczaj – Dzika kuchnia
Nasza Księgarnia
Warszawa 2013
s. 320
Comments
Przeglądałam ją jak kupowałam Monice na spotkaniu z autorem w Solcu i rzeczywiście – jest warta zakupu. Też ją chcę mieć :)
Widziałem kilka odcinków programu z tym Panem na kuchnia+ , zawsze potrafił mnie zaskoczyć tym co proponował do jedzenia :)
Mam i zachwycam się tak samo :) Wiele z tych roślin jadłam w dzieciństwie (nie chcieliśmy wracać do domu nawet na obiad, tyle było do zrobienia na „polu” ;)) ale w wielu przypadkach myślałam sobie „o kurcze to można jeść?”. Nie mogę się doczekać aż się zima skończy!