Kiedy miałam 13 lat… O mój Boże, aż wstyd pomyśleć. Nosiłam plastikowe neonowe bransoletki, dżinsowe dzwony, które majtały mi się po ziemi i włosy upięte w „banana” (dla niewtajemniczonych: trzeba zrobić niski kucyk, zwinąć włosy w rulon i przypiąć ogromną klamrą na czubku głowy, która od tej pory przypomina palmę). I, oczywiście, czytałam te wszystkie durne gazetki dla nastolatek. Dobrze chociaż, że nie wyrywałam z nich plakatów i nie wieszałam nad łóżkiem. Jednym słowem: zgroza. Dorastanie to nie przelewki.
Tymczasem Nela jest wrażliwą, mądrą dziewczynką. W wieku 13 lat zaczyna robić… dżemy.
Ale zanim to nastąpi, jej życie przypomina bieg z przeszkodami: wstrętnymi, wiecznie jej dokuczającymi koleżankami oraz życiem bez taty, z wizją wakacji, które ma spędzić u ciotki i babci, których w ogóle nie zna. Na domiar złego dowiaduje się, że będzie miała rodzeństwo. Czuje, że mama odstawi ją na boczny tor i od tej pory dziewczynka będzie musiała rodzić sobie sama. Snując się po okolicy z pochmurnym nastawieniem, pewnego dnia staje przed furtką, za którą rozciąga się niesamowity ogród. Właścicielka okazuje się nader sympatyczną, choć nieco, hm, dziwną osobą.
Co z tego wszystkiego wyjdzie? Wciągająca powieść z zaczarowaną spiżarką w tle, małymi szklanymi dziełami sztuki i poważnymi decyzjami. Do tego prawdziwe smaki, a wraz z nimi prawdziwe przyjaźnie i odważne kroki.
Oficjalnie: pierwsza powieść dla młodzieży, którą mi się dobrze czytało. Zazwyczaj mam ochotę ciskać literaturą dla nastolatków przez okno, bo a) roi się w niej od wampirów, wilkołaków albo wampirowilkołaków, b) jest napisana albo zbyt dziecinnym (=nudnym), albo zbyt dorosłym (=niezrozumiałym) językiem, c) jest o niczym (o chłopakach/o dziewczynach, o miłości, o ciuchach, o kosmetykach albo o tym, jak być super w szkole i mieć super puste koleżanki).
Agnieszka Tyszka stworzyła powieść, którą nie przynudza, a zaciekawia. Nie jest za długa, a jednocześnie nie ma objętości zeszytu do religii. Jest ciepła i prawdziwa.
Przypomina mi książki, które ja kiedyś czytałam. Było ich kilka, za to przekazywały ponadczasowe wartości, były zabawne i pocieszne. I taka jest „M jak dżeM”. Cudowna i „dziewczyńska”. Ale tak mądrze dziewczyńska, pachnąca prawdziwymi, dojrzałymi owocami, a nie bladoróżowymi błyszczykami z tanim brokatem w plastikowych opakowaniach.
Agnieszka Tyszka – M jak dżeM
Nasza Księgarnia
Seria w kratkę
Warszawa 2013
s. 176