Ach, jaka fajna! Nie mogłam nie przeczytać tej książki, nie mogło jej tutaj zabraknąć.
Duet idealny, z cudnym poczuciem humoru Krzysztofa Materny i Wojciechem Mannem, który wystarczy, że jest i już robi się śmiesznie. Z tymi panami już tak jest, że chcą dobrze, a wychodzi jak zawsze. Czyli wyśmienicie. Czego się nie tkną, wychodzi rewelacyjnie. Szmuglowanie do Polski dywanów wyzawijanych w niebieskie wory na śmieci czy zaklinanie cyrkowego misia chcącego porelaksować się w saunie? Nic prostszego.
Rozkochałam się w Podróżach od pierwszej strony, ba! od spisu treści. Były momenty, kiedy śmiałam się na głos i nie mogłam przestać, a po policzkach płynęły mi z tego śmiechu łzy. Jest przezabawnie i bardzo nieschematycznie – panowie Mann i Materna opowiadają na zmianę, jakby prowadzili ze sobą rozmawiali – tylko nie na głos, a na papierze. Wchodzą sobie w słowo, przerywają, dopowiadają. A robią to naturalnie, leciutko i ot tak, po prostu, że aż nie sposób mi było się od niej oderwać. Kiedy do końca zostało mi parę stron, włączyło mi się uczucie „i chciałabym, i boję się”. W porywie desperacji nawet odłożyłam książkę na trzy dni. Żeby się za szybko nie skończyła. Po trzydniowej kwarantannie tak się rzuciłam na Podróże z powrotem, że nawet spis fotografii przeczytałam ze śmiechem na ustach. Panowie, ja chcę więcej!
Wojciech Mann i Krzysztof Materna – Podróże małe i duże, czyli jak zostaliśmy światowcami
Wydawnicwo Znak
Kraków 2012
s. 208