

This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these cookies, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may have an effect on your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Comments
Myślę ,że to wszystko zależy od głosu czytającego i potrzeb słuchającego. Matka lub ojciec czyta dziecku jest cudnie , nauczyciel jakoś tak zawsze bez przekonania, aktor o aksamitnym głosie jak najbardziej, ale cóż się dziwić jak aparat mowy ma wypracowany na 150% :) Według mnie nie wszystko da się dobrze przeczytać, więc tym bardziej nie można ślepo podążać za modą a raczej traktować wersję audio jako zachętę do sięgnięcia po staromodny druk :)
cukierniczekreacje@gazeta.pl
Raczej nie korzystam z audiobooków, ale nie uważam ich za profanację tradycyjnej, papierowej książki. To coś zupełnie innego, odbieranie literatury innym ze zmysłów. Mnie książek nie zastąpią (bo je kocham), nie traktuję ich jako zagrożenia, nastawienie mam pozytywne. Jeślibym słuchała, to dla przyjemności odbioru głosu, interpretacji. A głos Wiktora Zborowskiego uwielbiam, myślę, że połączenie go z tekstem „Mistrza i Małgorzaty” może być hitem :). Bardzo chętnie się przekonam.
Pozdrawiam!
gebawniebie@gmail.com
Nie korzystam z audiobooków. I póki co chyba nie będę . Muszę koniecznie mieć w ręce książkę. Przewracać kartki. Poczuć ją. Stąd mój coraz gorszy wzrok :). Kiedys stwierdziłam, że chyba najgorsza kara to bedzie dla mnie ślepota :), kiedy już nic nie przeczytam. Ale … uważam, że audibooki są DOBRE :). Mój mąż właśnie tak zaczął „czytać” ksiązki. I dlatego cieszę się , że są :-)
aha , no i jeszcze :) kucharzytrzech@gmail.com – gdyby się udało wygrać pozostawiam to losowaniu :) czy Stenka czy Zborowski.
Powiem tak, wole kupowac książki niż audiobooki. Mam Harrego Pottera (wszystkie części) na audiobooku ale przez przypadek i lubię wykonanie Piotra Fronczewskiego:) Nie powiem, chciałabym „wygrac” jeden z audiobooków… Mistrza i Małgorzatę… Pan Wiktor Zborowski ma taki ciepły, miły dla ucha głos, uspokajający:) Pozdrawiam Ewa:)
mail: domowabogini.pl@gmail.com
Ja bym tam chciałam Zborowskiego :D
marichetti@gmail.com
Co do audiobooków.. no cóż, mam mieszane uczucia. Generalnie o wiele bardziej lubię książki w wersji papierowej – wolę mieć możliwość śledzenia tekstu wzrokiem, czego nie zapewnia mi audiobook. Poza tym moja komórka z której słucham ich szybko pada, więc i tak zbyt dużo się nie dowiem :D
Pamiętam jak dostałam pierwszego audiobooka – byłam ucieszona że wreszcie zapoznam się z tą wersją książki, od razu zabrałam się do słuchania.. i no właśnie – przy pierwszym rozdziale kilka razy zgubiłam się w treści bo coś odwróciło moją uwagę i trzeba była cofać i cofać. Musiałam naprawdę się skupić, a to czasem nie bywa łatwe. Myślałam że nigdy nie dowiem się, co też dzieje się na końcu tego audiobooka, nie mogłam wykrzesać z siebie choć odrobiny entuzjazmu i naprawdę zabrać się za niego. W końcu postanowiłam że dotrwam i będę słuchać po jednym rozdziale dziennie, potem po dwa, trzy, aż w końcu w ciągu kilku dni tak się wciągnęłam i wbiłam w ten rytm, że wkrótce miałam go już za sobą. Jak wbiję się w rytm to idzie gładko, ale wystarczy dzień przerwy i trudno jest mi wrócić do tego nawyku.
Sądzę że audiobooki to taki dodatek do papierowej wersji książki – większości czytelników nigdy jej nie zastąpi, lecz tym zabieganym z pewnością ułatwi życie. Gdy wybieram się na nudny spacer lub przejażdżkę rowerem często zabieram ze sobą dwa czy trzy rozdziały i odsłuchuję – wiadomo, nie chcę się zabić idąc przez ulicę z nosem wlepionym w książkę :D
…nigdy w życiu nie słuchałam audiobooka,ale z największą przyjemnością wybrałabym się w podróż do Toskanii z Danutą Stenką… maykaz@wp.pl
Audiobooki w moim przypadku to temat dopiero co ruszony, ponieważ akurat kilka dni temu sięgnęłam po pierwszy tego typu plik mp3. Zainteresowanie audiobookami wynikło w moim przypadku z naturalnej potrzeby, jeśli można to tak nazwać. Bardzo lubię czytać książki i nie brałam dotąd audiobooków pod uwagę. Jednak w chwili obecnej jestem w 8 miesiącu ciąży i zwyczajne ciążowe dolegliwości od jakiegoś czasu powodują u mnie problemy z koncentracją jak i zawroty głowy kiedy sięgam po książkę. A chęć i potrzeba wciąż się odzywała. Zupełnie niechcący trafiłam na reklamę tego właśnie zbioru i podsunął mi on myśl, żeby spróbować wysłuchać książki w takiej formie. Przesłuchałam co prawda tylko jedną książkę, ale jestem zachwycona tym sposobem poznawania treści książkowych. Pierwszym moim wyborem była „Samotność w sieci” czytana przez Danutę Stenkę i Krzysztofa Globisza. W czasie słuchania byłam oczarowana głosami aktorów. Wytęskniona książkowa treść trafiała do mnie w innym wydaniu. Ale bardzo ciekawym i co najważniejsze sprawiała mi ogromną przyjemność. Przedwczoraj ruszyłam ze słuchaniem kolejnego audiobooka. Dlatego uważam, że z audiobookami – jak z wieloma innymi rzeczami – punkt widzenia zależy od punktu siedzenia ;) A książki i audiobooki na pewno nie wykluczają się nawzajem :)
Ponownie i z wielką przyjemnością posłuchałabym Danuty Stenki. magdalena.gmurczyk@gmail.com
Nie gardzę audiobookami. W dzisiejszym świecie, który pędzie na łeb na szyję, być może gdzieś po drodze zgubiliśmy chwilę czasu na te tradycyjne książki i wcale niewykluczone, że to właśnie audiobook w radiu samochodowym trzyma nas blisko literatury. A jeśli jeszcze jest świetnie przeczytany – nudna z pozoru lektura nagle wydaje się wciągać. To nie może być złe, jeśli w liceum nie udało nam się przebrnąć przez naprawdę ciężkie lektury, a w których teraz możemy odkryć piękno i geniusz autora.
Z drugiej strony książkę pachnącą papierem i tuszem drukarskim, którą można dotknąć, pogłaskać po grzbiecie, nie zastąpi (dla mnie) żaden półprodukt, nawet jeśli byłby z gatunku tych najlepszych. Książka taka jest jednak wymagająca i jeśli nie znajdziesz chwili (czy też nie będziesz chcieć jej znaleźć), to łatwo może pokryć się warstewką kurzu. Jednak jeśli nie dysponujemy audiobookami w formie mp3 – czy odpowiednich tabletów na e-booki, w podróżny nie poczytasz, a papierową książkę – jak najbardziej.
Ja osobiście, choć nie przekreślam audiobooków (e-booki odpadają, bo oczy mi się męczą), lubię w drodze posłuchać, kiedy prowadzę – wtedy do ręki nie wezmę książki – to jednak dla mnie zawsze nie do pobicie będzie książka w tej swojej tradycyjnej formie. Książka papierowa zawsze się obroni.
pozdrawiam,
mollisia
(mollisia@gazeta.pl)
Wchodzę do księgarni jak w letargu. Niby wiem, mniej więcej, co chciałabym z niej wynieść,ale w oczach mienią się setki okładek, córka Kinga już dopadła dział z bajkami, a zza lady uśmiecha się sprzedawca, który dobrze zna moje nawyki i ten nieustający pęd w to miejsce…
Wchodzę więc raźniej, jak do domu niemal. W końcu znam tu każdy pyłek kurzu i książkę, która choć wielokrotnie leży od dawna w tym samym miejscu, za każdym razem cieszy równie mocno.
Podchodzę do każdego działu z namaszczeniem. Tu mamy kawał dobrej lektury, tam cieszą oko pozycje łatwe, lekkie i przyjemne…o Szymborską ktoś przestawił! Z kolorowej półki dziecięcej uśmiechają się do Kingi bajeczki, do których i Ona się uśmiecha, ale zaraz za rogiem może przyszła nowa Nigella? „Szkoła” w kąt upchnięta znowu jest rzadko odwiedzana, obok ogrodnictwo rozmawia z macierzyństwem o każdej z jego barw. Jeszcze jakieś stojaczki i lada z uśmiechającym się sprzedawcą…
– Już pani nadotykała się, nawąchała? Coś dla Małej pakujemy?
Och…i wychodzę z opowiadaniami Peppy, czy innymi wierszykami „Mali Konopińskiej” (Maria Konopnicka – żeby nie było hahaha) obiecując, że już więcej nie będę…no chyba, że do następnego razu…a tą kawę to na bank kiedyś postawię, choć przecież nie przychodzę do sprzedawcy, tylko do przyjaciółek książek, które najchętniej WZIĘŁABYM WSZYSTKIE
– oj wierzę, wierzę – odpowiada zza lady uśmiechający się pan…
W domu za to, wieczorem siadam przy maszynie, szyjąc kolejną zabawkę i…słucham…Tym razem „Wojna Polsko Ruska” idzie „na komputer”, jeju, no przejść jej nie mogę za żadne Chiny Lodowe!
Dobrze, że przed snem wygrzebię jeszcze parę chwil na porządne czytelnictwo…
Jakie jest więc moje zdanie na temat audiobooków? Dobrze, że są, bo gdy nie mogę czytać, zajmując się czymś innym, choć posłucham, co tam autor miał na myśli.
Nie wyobrażam sobie jednak życia bez wersji papierowej…bo, choć nie raz trafiam na egzemplarz „nie do przejścia”, lubię podotykać, powąchać, pogadać…