Kawa w Katalonii

Pojechałam do Barcelony bez większych oczekiwań. W Polsce było jeszcze zimno, więc już samo wygrzanie się w hiszpańskim słońcu było atrakcją, za którą dałabym się wtedy pokroić. W ogóle od jakiegoś czasu moja sympatia dla city breaków drastycznie spadała na rzecz miejsc, w których jest pięknie, ładnie, cudownie, ale najważniejsze: w których będę mieć zapewniony święty spokój. 

O jak bardzo się zdziwiłam, gdy dojechałam na miejsce. Bo Barcelona okazała się być nie tylko fantastycznie barwna, kulturalna i tętniąca życiem, ale po prostu: wspaniale pro-ludzka. Niewściubiająca nosa na siłę w twoje sprawy, ale cierpliwie czekająca na twoje wyjście z zamrożonej polskiej skorupy do ludzi. Sto pro wsparcia i bezwarunkowa akceptacja, jak u dobrego psychologa.

I’VE GOT THE POWER

Jak nauczyć się pić mocną kawę i przeżyć? Przyjechać do Barcelony. Gdzie mocna kawa nie wypali wam żołądka, ale świetnie pobudzi. Gdzie nie zaserwują wam byle jakiej ciemnej lury, ale podadzą cudownie cudowną mocną kawę, w mniejszych i większych kawiarniach, położonych na uboczu i w samym centrum ruchu ludzkiego. Macie ogromny wybór nie tylko w rodzajach kaw, ale też typów miejsc: są kawiarnie typowo katalońskie: małe grajdołki: zwykle kolorowe, ciasne i trochę ciemne. Są katalońskie acz pod turystów: więc raczej serwujemy espresso i cappuccino, ale dla turystów na ścianie kulturalnie wisi tablica z „kolorowymi kawami” (o nich dalej). Każde muzeum i tzw. miejsce z biletami ma swoją kawiarnię, tutaj raczej szału nie ma, jest tak, jak we wszystkich tego typu miejscach.

BŁYSZCZĄCY MIT KOLOROWYCH PTAKÓW

Są wreszcie, sama nie wiem jak je nazwać, takie kawiarnie, do których idziesz typowo popracować i przy okazji coś zjeść, napić się kawy, spotkać ze znajomymi, ale raczej, żeby załatwić jakąś sprawę. Ale nie są to sieciówki. Pełno w środku drewna, są kolorowe – bo w ogóle kolory w Barcelonie są znaczące, jakby duch Gaudiego fruwał nad ulicami i pilnował barcelońskiego porządku estetycznego, więc wszyscy na wszelki wypadek manifestują się tymi kolorami. Katalończycy porobili sobie w takich kawiarniach swoje roboczobazy, ale nie zrozumcie mnie źle – to nie jest parodia freelancerstwa. Nie ma tam panów w garniturach ani niespełnionych pisarzy-amatorów ślęczących pół dnia nad dawno już wypitą małą filiżaneczką kawy. Ci ludzie naprawdę tam pracują. Pewnie chodzi o motywację, kto tak pracuje ten wie, że sto razy łatwiej zebrać się do pracy, jak musisz wyjść do ludzi, a nie ślęczysz samotnie w piżamie przy swoim biurku. Trochę was rozczaruje – często w „pracowaniu na wolności” nie ma niczego romantycznego: nie idziesz do kawiarni się relaksować, to raczej jedno z niewielu miejsc, w którym wiesz, że zrobisz co masz zrobić efektywnie.

TOP 5 KAW W KATALONII

Hiszpanie uznają cztery, góra pięć, podstawowych rodzajów kawy. Cała reszta to wariacje na temat. Piszę wam o moich obserwacjach w kolejności od najmocniejszej:

1. Cafe solo i solo doble (espresso i double espresso) – powinno być gęste, nie wodniste. Powinniście dostać w filiżance mocną esencję z delikatną brązową pianką kawową. I nie powinno być kwaśne. Hiszpanie uwielbiają cafe solo, bo tak nazywa się tutaj odpowiednik włoskiego espresso. Dostaniecie je w kazdej kawiarni i o każdej porze dnia, także późnym wieczorem. Do klimatu Hiszpanii pasuje bardziej niż mleczne kawy, bo daje kopa na połowę dnia – połowę, bo około południa wiekszość sklepów i punktów usługowych, które nie są sieciówkami, zamyka się na dwu-, trzygodzinną sjestę. Cena cafe solo waha się zwykle między 80 centami a 1,25 euro. Filiżanka jest wypełniona maksymalnie do 2/3 wysokości.

2. Cafe americano – kawa przedłużana gorącą wodą. Nic do dodania. Zawiera tyle samo kofeiny, co espresso, ale jest trochę łagodniejsza i wodnista. W przypadku dużych kaw przełużanych filiżanka lub szklanka wypełniana jest do 4/5 wysokości. Wyjątek stanowi cappuccino i inne niekatalońskie wariacje na temat kawy, które przygotowuje się „po kurek”.

Kawa przelewowa – zwykle podawana do śniadania w różnych kawiarniach, do porannego zestawu w skład którego wchodzą zwykle kanapki, bocadillos (bagietka lub bułka przekrojona wzdłuż i wypełniona wszystkim) albo małe croissanty – małe, malutkie. Kawa przelewowa bywa mniej kwaskowata i ma w sobie więcej kofeiny – dlatego, że kofeina uwalnia się podczas kontaktu w wodą. Im dłuższy, tym więcej kofeiny znajdzie się w waszej filiżance. Ekspresy parzą kawę pod ciśnieniem, ale jest to bardzo szybkie parzenie. Jesli więc ktoś miewa ciężkie poranki, lepiej sięgać po kawę przelewową, a parzoną pod ciśnieniem zostawić sobie na resztę dnia. Z kolei gdy rano otwieracie oczy i od razu hasacie niczym młode sarenki, nie ładujcie się dodatkowo kofeiną i delektujcie się kawą z ekspresu.

3. Cafe cortado – to kawa z kapką mleka. Dosłownie. Ma go mniej niż kawa z mlekiem, jest tylko przełamana, ścięta – zresztą cortado po hiszpańsku oznacza ścinać właśnie. To cortado i macchiato najczęśniej wybieraja hiszpanie lubiący mleczne kawy do śniadania. Zauważyłam, że mało który Katalończyk pił cappuccino – zamawiali je raczej turyści i raczej w sieciówkach, których jest tutaj kilka – dwie największe, które mamy też u nas i kilka pomniejszych, lokalnych albo pewnie z kapitałem francuskim, włoskich i niemieckim. Czasami możecie zobaczyć, że cafe cortado podaje się w przezroczystej filiżance – inaczje niz espresso, mimo że są podobnych rozmiarów.

4. Macchiato / cafe con leche – kawa z mlekiem. No właśnie. W Hiszpani macchiato to biała kawa – to samo, co flat white. Łatwo się pomylić, bo u nas w zależności od interpretacji to kawa, która wygląda jak wielkie latte, hiszpańskie cortado albo z dodatkiem „mleka na oko”. Albo, nie daj Boże, z czekoladą lub kakao. Czyli: wolna amerykanka nikt do końca nie wie, więc każdy zdażył sobie już wyrobić swoją wersję. Tymczasem w Barcelonie piłam macchiato wszędzie takie samo: z większą ilością mleka niż cortado czy flat white (to nasze nieszczęsne, jak już się go trzymamy), ale o niebo mniej niż w cappuccino. Biała kawa po prostu. Pyszna. Śniadaniowa.

5. Cappuccino – import z Włoch. W zasadzie już ogólnoświatowy, cappuccino to po prostu cappuccino, nie ma w nim wielkiej lokalnej filozofii. Zwykle dwa szoty espresso i mnóstwo piany. W zależności od kawiarni możesz dostać małą filiżankę albo wielki półlitrowy kubek. Trochę jak w Polsce. Ale! W odróżnieniu od Włochów, którzy ten rodzaj kawy robią totalnie inaczej niż możecie sobie to wyobrazić nie będąc nigdy we Włoszech (zaraz wytłumaczę dlaczego) katalońskie cappuccino jest dokładnie takim, jakiego prawdopodobnie będziecie sie spodziewać: bardzo mleczne, delikatne, w którym pianka przebija smak kawy. Zwykle nie trzeba już go dosładzać.

Cappuccino case  we Włoszech: otóż – we Włoszech wszędzie dostaniecie inne cappuccino. Kawa mleczna to w zależności od interpretacji parzącego kawa z górą piany albo tylko z kapką mleka, czasem bez piany w ogóle, a czasem z symboliczną czapą na filiżance, która nie do końca jest tym, czego spodziewacie się po jednym z dwóch, obok espresso, symbolicznych włoskich napojów. Hmm. Właściwie inne cappuccino znajdziecie w Neapolu, inne w Rzymie, już o Padwie, Mediolanie, Bolonii nie wspominając. Nawet w obrębie kilku ulic albo tego samego placu Włoch w jednej kawiarni zaparzy wam dokładnie tę samą kawę totalnie odrębnie niż sąsiad zza kawiarnianego płotu. I oczywiście uzna, że to on robi lepsze. I że nie wiadomo o co wam chodzi, kiedy pytacie, czy jednak możecie dostać swoje cappuccino zamiast americano z odrobiną mleka. I bez kakao w środku i na wierzchu.

CIEKAWE, ŻE AKURAT W HISZPANII

A nie w Skandynawii na przykład. Albo na warszawskim powiślu. Albo w jakimś super hipsta miejscu, gdzie powinnam tego oczekiwać. Nie, własnie w Hiszpanii, której bym o to nie podejrzewała. Raczej spodziewałam się kawowej dyktatury we włoskim stylu lub francuskiego podejścia w klimacie: nie podoba się, to do widzenia. Chodzi o możliwość wyboru i ogólnokawową tolerancję.

Zobaczyłam to w kawiarni w dzielnicy gotyckiej. Dobrze oddaje podejście Hiszpanów do różnych „kolorowych” kaw: capricci, z włoskiego, czyli: kaprysy. Kawy na kaprys: z syropami, bitą śmietaną, mlekiem zagęszczonym, kakao, czekoladą i milionem innych rzeczy, które w filiżance kawy purysty raczej się nie znajdą.

W ogromnej ilości miejsc znajdziecie warianty bezkofeinowe (descafeinado). Nie ma z tym problemu ani w większych hiszpańskich kawiarniach, ani w małych barach. Luz. Chcesz się napić kawy w nocy albo jesteś typowym kofeinowym wrażliwcem i chodzisz potem przez trzy dni nakręcony jak katarynka – serio, żaden problem. Zrobimy ci wersję bezkofeinową i nie będzie to sypana zbożówka.

Tak samo jak z mlekiem do kawy. Mleko bez laktozy dla osób z nietolerancją i roślinne są właściwie na porządku dziennych. W sklepach nie ma kłopotu z wyborem innego niż krowie mleka: sojowe, migdałowe, owsiane, ryżowe – jest tego pełno. W kawiarni najczęściej wystarczy, że zapytacie o inne niż krowie i barista nieodpłatnie przygotuje wam to, o co prosicie. Mleko kozie i owcze to już byłoby wariactwo, ale cała reszta – bez problemu. Miałam też wrażenie, że pracownicy barcelońskich kawiarni są przyzwyczajeni do takich próśb. Fajnie, na plus.

WARTO?

O rany, no pewnie, że warto! Jesli jeszcze nie byliście, jedźcie. Barcelona nie jest drogą imprezą, nie jest też imprezą hałaśliwą i nachalną. Jest cudowna, wypełniona fantastycznymi ludźmi, kolorowa, tętniąca wesołym życiem, ulicami pełnymi świetnego jedzenia i pysznej kawy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *