Przy takich książkach ludzie mówią zazwyczaj: „Nie wiem jak wytrzymam tyle czasu, czekając na trzecią część Cukierni pod Amorem”… A ja nie wiem, jak wytrzymałam tyle czasu, czytając ją.
Bo to cegła. Gruba, duża, ciężka. Do czytania, nie tylko do przeczytania. Zapomnijcie o szybkim pochłonięciu Cukierni pod Amorem na raz, w jeden wieczór. Albo dwa. Nawet dziesięć nie wystarczy. I w tym właśnie tkwi cała zabawa – że można się rozsmakować, pozamyślać, zamknąć oczy i najzwyczajniej podelektować się książką. Lubię taką literaturę, bo są powolna, a przez to tak cudownie spokojna, nieśpieszna i przyjemna. Taka prawdziwa.
Cukiernia pod Amorem to powieść z wieloma wątkami, jak serialowy tasiemiec w wersji na papierze. Z mnóstwem bohaterów, z wydarzeniami rozciągniętymi w czasie na ponad 100 lat. I ogromem pracy włożonej przez autorkę w jej napisanie i to jeszcze tak, żeby można się było efektem końcowym zachwycać. Historia trzech wielkich rodzin, opisana pokolenie po pokoleniu, człowiek po człowieku, z których każdy przeżył coś niesamowitego, sam był wyjątkowy i robił wyjątkowe rzeczy. W tle pachnące jagodzianki z cukierni przy rynku, archeologiczna tajemnica i całe mnóstwo tego, o czym trochę się zapomina i co czasami trudno sobie wyobrazić, choć to na pozór bardzo proste i oczywiste. Że ludzie zawsze mieli takie same problemy – nieważne, czy żyli w XIX wieku, XX wieku czy żyją teraz. I podczas amorowego czytania, to jedno mi głównie przychodziło na myśl. Że wszystkie te postaci są bardzo ludzkie, nie taki odhumanizowane jak w książkach historycznych, w których życie wszystkich ludzi to ciąg faktów, dat, miejsc. Tu mają normalne marzenia, problemy i sukcesy.
W Cukierni pod Amorem buzują emocje, pachnie słodkim drożdżowym ciastem z kruszonką i wyplatanym chałkowym warkoczem. Przeszłość przeplata się z teraźniejszością, stare wpływa na nowe, losy postaci się splatają, rozplatają i krzyżują. Książka jest aż ciepła od uczuć. Taka pięknie napisana. Dawno nie miałam czegoś takiego w rękach. I chlubny wyjątek wśród książek: każda kolejna część jest przynajmniej tak samo dobra, o ile nie lepsza, od poprzedniej. I że się nie zużywa. Bo są takie historie (np. o wampirach), które przy którejś z kolei części (np. czwartej) są już pisane bardzo na siłę (oczywiście, bez wskazywania palcami). A Cukiernia jest słodka od początku do końca. Od pierwszej strony pierwszej części do końca części trzeciej. Tak, że nie zdąży zgorzknieć.
Małgorzata Gutowska-Adamczyk – Cukiernia pod Amorem
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Warszawa 2011
Wydanie I
Stron: 504
Comments
Jakie cudowne pierniczki Asiu zrobiłaś:))
Całuję ciepło:*
Wspaniale piernikowo u Ciebie. ja pierniczę i dlatego nie zostaje mi wiele czasu na czytanie. Chwilowy zastój. Książkę wiele razy widziałam w księgarni, może uda mi się do niej zajrzeć. Na razie zaczęłam Trzy życzenia Isabelle Merlin. Chyba dopiero po świętach zacznę czytać z większym rozpędem…
ale słodko u Ciebie :)
pozdrawiam
http://wszystkoogotowaniuks.blogspot.com
Bardzo fajna recenzja, zachęciłaś mnie do jej przeczytania:)
Anlejku, łosie będa następne! :):)
Majanko, dzięki i ściski przesyłam :)
Przeczytałam wszystkie tomy ‚Cukierni..’ i żałuję,że nie ma kolejnych.Bardzo przyjemna lektura :) i jeszcze przyjemniejsze dla oka pierniki :) u mnie dzisiaj były w wersji maxi czyli piernik :)
Od dawna czaję się na tą smakowitą literaturę;)
Bardzo inspirująco ją opisałaś i chociaż kojarzy mi się z ciepłym powietrzem i letnimi miesiącami,to powinnam ją przeczytać,na pewno;)
a, pierniki świetne,takie domowe(u mnie też;)
pozdrawiam!
M.
Ja po tylu pozytywnych i wielu entuzjastycznych recenzjach nt. tego tytułu miałam chyba zbyt wygórowane oczekiwania i trochę się zawiodłam. Nie mówię, że książka mi sie nie podobała, ale nie mogę stwierdzić, że mnie urzekła. Przepis na pierniczki się przyda, bo mam w planie takie wypieki :)
Monisiu, niekoniecznie z latem, na przerwę świąteczną tez będzie idealna!
Aneto, czasami ja tez tak mam jak piszesz. Nastawiam się na nie wiadomo jakie cudo,a okazuje się, że po prostu jest fajne. Tylko fajne. Ale w przypadku cukierni nastawilam sie raczej na odwrót: że ksiazka będzie słaba. I może tez dlatego bardziej mi się podobala niz myslalam.
Pierniczki! Hurra! Wreszcie są pierniczki :)