Do biografii trzeba dorosnąć. Ja musiałam. Im się jest młodszym (i głupszym, piękniejszym, mniej świadomym i bardziej egoistycznym), tym bardziej ma się umysł stworzony do czytania powieści ze wszystkimi szmerami-bajerami, dzięki którym te tytuły lądują na wysokich miejscach list bestsellerów: wyraźnym wątkiem (góra dwoma, bo większej ilości się nie przyswoi), punktem kulminacyjnym, wyrazistymi bohaterami i wyraźnym zaznaczeniem, który jest dobry, a który zły.
Kiedy się jest starszym, może nie jakoś spektakularnie, ale przynajmniej nie na tyle, by być również mądrzejszym, zaczyna się piękny czas lubienia biografii. Kiedy kilka lat temu usłyszałam, że spodobają mi się jeszcze książki o życiu, pukałam się w głowę i sugerowałam robić to samo wszystkim dookoła. Ale naprawdę tak jest. Kiedyś omijałam działy ze wspomnieniami w księgarniach szerokim łukiem, dziś biografie są jednymi z moich ulubionych pozycji.
O tym, że Juliusz Machulski chce napisać „Hitmana”, wiedziałam już od jakiegoś czasu i niecierpliwie przebierałam nogami na zmianę ze sprawdzaniem na stronie wydawnictwa ile jeszcze do ukazania się książki. Paradoksalnie, kiedy już wzięłam ją do ręki, sceptycyzm uderzył mi do głowy: no bo czy ja wiem? Znany reżyser, ale nie wszystkie jego filmy lubię. Choć no tak, większość była niezła. Ale znowu po co pisać książkę, jak się dobrze zna na robieniu filmów?
Na szczęście całe to moralizatorstwo przeszło mi po kilkunastu pierwszych stronach. Jest pięknie, jest prosto i z wielką wrażliwością. Nie sądziłam, że Juliusz Machulski tak pięknie pisze, bo że dowcipnie, to ciężko się nie domyślić. „Hitman” składa się z krótkich felietonów, które poukładane są tak, że tworzą całą biografię autora. Nie nachalną i nie nabitą datami oraz szczegółami z życia, które tylko reżyserowi wydają się istotne. Miałam wrażenie, że pisze do mnie mały chłopiec, któremu ktoś tylko omyłkowo w dowodzie osobistym dopisał „rok urodzenia: 1955”. Taki chłopiec, który nie stracił zachwytu światem i który potrafi wpadać w największy na świecie entuzjazm z powodu błahych rzeczy, na które tak zwany dorosły świat nie przewidział poświęcania czasu.
„Hitman” zwraca się do swojego ojca nie per tato, ale po imieniu. Janek chodź zrobimy to, Janek co o tym myślisz? Juliusz Machulski doskonale pamięta szczegóły, które innym umykają – emocje, mniej ważne wydarzenia, otoczenie. Jak w filmie: jest scena, są aktorzy, w tle scenografia. Tylko dialogi są nieprzewidywalne. Choć monolog w wykonaniu autora z pewnością zasługuje na Oscara za najbardziej dowcipny film nieanglojęzyczny.
Jest jeszcze coś. Tekst ilustrują grafiki zrobione przez córkę reżysera, Marię Machulską-Le Méné. Są absolutnie genialne.
Juliusz Machulski – Hitman
Wydawnictwo Agora
Warszawa 2012
s. 362
Comments
Przyłączam się do tezy jako, że poloniści lubią się porządnie odmóżdżyć po sesji egzaminacyjnej, która zmusza do czytania ambitnych, BARDZO obowiązkowych ( ;) ) lektur (często są one po prostu przerostem formy nad treścią, niestety..) :)
Zaczynam nie żałować, że nie studiowałam polonistyki, choć swego czasu bardzo chciałam… ;)
gratuluję nominacji do PE! czytam Cię od dawna, bardzo przyjemnie jest to mniejsce :) zapraszam do siebie, z innej beczki, ale również trochę o żarciu a trochę o kulturze.
i kolejny list do Mikołaja muszę słać… ehhh :)
bardzo ciekawa propozycja!
tak.. ilustracje świetne :)) chyba przygarnę tę książkę w najbliższym czasie..
uściski!
J