Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego bajki często są proste – zbyt proste? podejrzanie proste? nieklejąco się proste? Ha! Fani teorii spiskowych, szykujcie się. Fani do bólu konkretnych wpisów na temat – to nie dziś. Dzisiaj jest jeszcze ciekawiej!
Spróbujcie wyobrazić sobie, że macie opowiedzieć bajkę dorosłej osobie. Ale tak na poważnie. Nie dla jaj. Mężczyźni do kumpla przy piwie, dziewczyny do zasmarkanej przyjaciółki, która rozstała się z facetem. „Dawno temu, w pięknym pałacu żyła księżniczka, która skaleczyła się w palec wrzecionem…”. Stop stop. Chyba bardziej brzmiałoby to tak: „Hej, stary, a słyszałeś historię o tej lasce, która usnęła przy robocie na krosnach i zaryła głową w stół?”.
Do czego dążę? Krótka powtórka z historii.
Dawno, dawno temu, za siedmioma górami i jednym lasem żyli jeszcze nieoświeceni, ale za to bardzo radośni w swojej niewiedzy ludzie. Większość z nich nie potrafiła pisać ani czytać. Piśmienne było albo duchowieństwo, albo bardzo wykształcone warstwy społeczne. Generalnie: kto znał alfabet, miał władzę. Papier był drogi, w dodatkuprzepisywanie ksiąg było masakrycznie długim zajęciem. I przeznaczonym tylko dla najważniejszych dzieł. Bajki nie były najważniejsze. Nie traktowano ich nawet poważnie. Służyły prostej rozrywce, więc szybko stały się domeną prostych, dorosłych ludzi. Nie dzieci. Ci 18+ opowiadali sobie pełne sprośności, obrzydliwości i chamstwa historie – żeby się rozerwać, rozśmieszyć, pocieszyć, czegoś nauczyć. Pierwsze opowiadania aż kipiały od okrucieństwa i erotyzmu. Bo żeby coś współcześnie mogło być proste, uniwersalne i skondensowane najpierw musiało się mieć z czego skondensować. Na przykład z takich rozwlekłych historii w wersji nieocenzurowanej. Naprawdę nigdy nie zastanawialiście się, dlaczego czerwony kapturek jest czerwony i nosi lolitkowatą pelerynkę, a nie błękitną maryjną spódnicę do ziemi i że coś jednak nie gra w bajce o Jasiu i Małgosi nie w momencie, gdy chłopiec nie może znaleźć drogi do domu, ale wcześniej – gdy ich ojciec świadomie porzuca swoją dwójkę maluchów w ciemnym lesie dlatego, że tak ładnie prosi go o to ich macocha, bo stanowią dla niej konkurencję w wyścigu o uwagę jej faceta?
No błagam.
Historie krążyły sobie w najlepsze po świecie i XVII-wiecznej Francji, aż trafiły do uszu małego Charliego. Opowiadane mu przez nianię, która potrafiła tak pięknie mówić, że jakimś cudem przetrwały w jego pamięci długie lata. Charlie wyrósł na Charlesa, pokończył prestiżowe francuskie szkoły, wykształcił się na prawnika i jako przedstawiciel arystokracji rozpoczął pełną splendoru karierę w służbach rządowych. I wszystko pięknie ładnie, ale Charles Perrault nie myślał jak większość. O nie. Po pierwsze – nadal interesował się bajkami. Po drugie – rozpoczął słynną literacką sieczkę między starożytnikami i nowożytnikami (w której chodziło o to).
Grimmów było dwóch, Andersen nie radził sobie z kobietami, a Perrault… Perrault miał na głowie mopa.
źródło fot.
Ostro krytykowany przez dwór Ludwika XIV – Króla Słońce – gdzie piastował funkcję wysokiego urzędnika, pisarz konsekwentnie spisywał swoje bajki. Czerwonego kapturka, kota w butach, kopciuszka, śpiącą królewnę. Niesamowite historie: dziewczynki, która w lesie spotkała gadającego wilka, kota z ponadprzeciętnym poziomem inteligencji, nastolatki zasuwającej magiczną dynią na bal i księżniczki, która miała na pieńku z trzynastą wróżką tylko dlatego, że jej starzy za bardzo jej nie lubili. Prawdopodobnie to właśnie wersje bajek Francuza dwieście lat później zainspirowały Grimmów do stworzenia ich historii. Obecnie – tak jak zostały też wydane przez Naszą Księgarnię – można znaleźć je tylko w wersji dla dzieci i ze świecą szukać tych oryginalnych wersji. Dla przypomnienia: Perrault nie spisał wersji dla dzieci. Po prostu jego historie w pewnym momencie zrobiły się zbyt popularne, żeby mogły nie trafić w końcu do dzieci. Ktoś wywalił z nich co straszniejsze momenty, ktoś inny wygładził detale, a że autorstwo rzecz święta i legalną kulturę zachowujmy, nikt nie zmienił nazwiska autora. Ludzie zgodzili się, że te bajki są autorstwa Perraulta, mimo że od jego oryginalnych opowiadań różniło je sporo. Nikomu nawet przez myśl nie przeszło, żeby zadzierać z arystokratą Króla Słońce. Dopiero dwa stulecia później i jeden kraj na prawo dwaj bracia wpadli na szałowy pomysł: spiszmy swoje własne bajki i napakujmy je obrzydliwościami!
Ale to już zupełnie inna historia.
Bo ta przewrotnie jednak jest o bajkach dla dzieci. Tylko po co pisać o czymś, co wszyscy pamiętają z dzieciństwa w taki sposób, jakiego spodziewają się wszyscy? Dużo ciekawiej jest spojrzeć na nowy zbiór bajek Perraulta od tej nieznanej strony. I uwierzcie, dopiero wtedy naprawdę zaczyna się mieć frajdę z czytania. Estetów i tych, co na równi z czytaniem lubią sobie książkę i pomiziać, i pooglądać – jest jak zwykle w przypadku Naszej Księgarni, czyli najpiękniej. Kolejna duma na kolorowej półce z tomami w kropki i projektem okładki made by Joanna Rusinek. Mam fioła na punkcie tej kolekcji. Serio.
A dla lubiących bajki inaczej:
- Bajki rozebrane – Katarzyny Miller i Tatiany Cichockiej
- Baśnie braci Grimm dla młodzieży i dla dorosłych. Bez cenzury – Philipa Pullmana
Bajki Charlesa Perraulta
Adaptacja: Jolanta Sztuczyńska
Ilustracje: Anna Sędziwy
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Warszawa 2015
Wydanie pierwsze
s. 224
twarda oprawa
Comments
Świetny tekst! :)