Ciąg dalszy opowiadań mistrzyni krótkiej formy literackiej. O ile w „Tańcu szczęśliwych cieni” motywem przewodnim była przeciętność, tak w „Drogim życiu” prawie we wszystkich opowiadaniach pojawiają się nawiązania do II Wojny Światowej. Znowu jest dużo zwykłej codzienności, którą Munro potrafi przedstawić tak marzycielsko i jednocześnie tak inteligentnie, że można nabrać podejrzeń, że moja – twoja, nasza – codzienność też mogłyby być tak czarowne, gdyby tylko pisarka zechciałaby je opisać.
Munro ma cudowny i jakby beztroski talent do wczuwania się w stany emocjonalne swoich bohaterów do tego stopnia, że nie tylko zauważa, ale też wywleka na światło dzienne to, co większość ludzi zazwyczaj pomija. Dostrzegają, ale jakoś się nad tym nie zastanawiają. Tylko na chwilę ściągają swoje maski, żeby otworzyć się na drugą osobę, a minutę potem już dumnie noszą je z powrotem na twarzy. Munro siłą zdziera takie kamuflaże, wychodzi poza ramy i nawias. Nie mieści się w konwencjach, dusi się w przyjętych konwenansach i nieśmiertelnym „powinno się było”.
Proza kanadyjskiej pisarki ma też to do siebie, że jest nieprzewidywalna. Kiedy już, już rozgryza się o co chodzi w opowiadaniu i szykuje się do świętowania małego zwycięstwa z powodu odgadnięcia zamysłu autorki co do przebiegu całej akcji, Munro w ostatniej chwili zmienia kierunek i za pomocą bohaterów oraz zdarzeń z uśmiechem na twarzy wywozi w pole czytelników. I robi to tak, że każdy jest tym polem zachwycony.
Jest i rarytas dla wiernych czytelników – na końcu książki autorka dorzuca od siebie kilka tekstów, które są po części autobiograficzne.
Kolejna Munro, kolejny sukces i wielka przyjemność z czytania.
Alice Munro – Drogie życie
przeł. Agnieszka Kuc
Wydawnictwo Literackie
Kraków 2013
s. 408
Comments
Cześć Asiu, miło Cię było poznać, szkoda, że było tak mało czasu. Alice Munro po prostu uwielbiam – przeczytałam prawie wszystkie jej książki w oryginale. Niestety, choć z wykształcenia jestem tłumaczem literackim i jako pracę dyplomową tłumaczyłam opowiadanie Alice Munro pt. „Dimensions”, wiem, że tylko w oryginale można dostrzec, jak wielką mistrzynią słowa jest ta kanadyjska pisarka. Niezwykłe jest wrażenie, kiedy odkrywa się, że pozornie zwyczajne opowiadanie o błahych sprawach napisane jest z tak wielką precyzją, że żadne słowo nie jest zbędne. Może dasz się kiedyś zaprosić na muffina i będziemy mogły sobie o tym porozmawiać? Serdecznie pozdrawiam.
Author
Oj, Ciebie też :) Propozycja muffin+książka – tak tak tak!
Wiesz, że już sobie przygotowałam składniki na Twój mus rabarbarowy (o.mój.boże. jest obłędny! wtrąbiłyśmyw niedzielę pół słoika z Anną Marią na śniadanie), tylko jeszcze lecę w środę na Kleparz po rabarbar :)
Super – zatem to już mamy zaklepane! Bardzo się cieszę, że mus smakował, bo jednak najprzyjemniej gotuje się dla kogoś!