Uparte, głupie serce. Do wierszy, do poezji i do życia. Ratowane, otwierane, łatane – trochę na życzenie, a trochę na przekór.
Halina Poświatowska pisała piękne wiersze. I potrafiła pięknie żyć, na przekór życiu, które wcale nie chciało takie być. Od urodzenia więcej czasu spędzała w szpitalach i sanatoriach niż w domu. Do szkoły nie chodziła w ogóle albo mdlała po pokonaniu pierwszych kilkunastu stopni. Buntowała się: rozum chciał, serce nie mogło wytrzymać. A ona w tym wszystkim zostawiona z tysiącami myśli i z kłębiącym się natchnieniem miesiącami leżała pod kołdrą. Nie wolno jej było chodzić, ale wędrowała: po plantach, do kliniki prof. Aleksandrowicza, na uczelnię.
Chciała żyć na przekór temu, że nie wolno jej było tego robić.
A potem przyszła wiadomość.
Że niemal wygrała los na loterii – jest możliwość operacji jej serca w Stanach, że podejmie się tego wybitny kardiochirurg, że takie operacje już były robione i wyniki są bardziej niż zadowalające. Miesiącami przygotowywała się do wejścia na pokład „Batorego”. Kiedy to wreszcie zrobiła, serce tak trzepotało jej ze szczęścia, że zemdlała. Po tym wypadku kapitan nie chciał wpuścić jej na statek, a ubłagany przez matkę, kazał w końcu jej rodzinie wziąć odpowiedzialność za jej ewentualną śmierć.
Po operacji okazało się, że jest zdrowa – pierwszy raz w życiu, w wieku dwudziestu kilku lat: jest zdrowa. I zupełnie nie wiedziała, jak sobie z tym poradzić. Co miała z tym robić: udźwignąć było jeszcze ciężko, żyć normalnie też. Była delikatna, wrażliwa i romantyczna. A Ameryka szybka, głośna, krzycząca wolnością. Ona takiej wolności nie chciała. Wszyscy uwięzieni wtedy w kraju bez paszportów, daliby się pokroić za taką możliwość. Halina nie chciała ani amerykańskiego stypendium, ani możliwości wykładania na uczelni, ani takiego życia, w którym Polonia odwróciła się od niej, kiedy tylko gruchnęła wiadomość, że poetka jest już zdrowa – chory członek rodziny wymaga opieki, zdrowy na pewno będzie czegoś chciał. A to już za dużo.
Wróciła do Polski. Na przekór wszystkiemu. Pisała wiersze, wykładała na uczelni, kochała. Była pogodna, ale wymagająca dla siebie. Nigdy niezadowolona ze swoich wierszy. Uważała je za dziecinne i naiwne. Za grafomańskie. Takie, których należy się wstydzić, a nie publikować je w „Życiu literackim”.
Biografia Poświatowskiej jest pięknie napisana. Kalina Błażejowska stworzyła wspaniałe wspomnienie: jednocześnie dynamiczne i spokojne, energiczne i romantyczne. Śliczny styl, lekki i bez wysiłku, choć wyobrażam sobie, że na pewno praca nad książką wiele razy wyglądała jak droga przez mękę. Im jestem starsza, tym bardziej lubię czytać biografie – właśnie takie: inspirowane stylem bohatera, o którym sie pisze, bez narzucania sztucznego, naukowego stylu. Bez mitologizowania postaci, za to z pełnym zrozumieniem tego, kim była i jaka była kobieta, która tworzyła piękne rzeczy, a los obszedł się z nią tak niepięknie. Po przeczytaniu może będziecie mieć poczucie niesprawiedliwości, może będziecie mieli ochotę postukać sie parę razy w głowę. Nie róbcie tego.
Przeczytajcie, zrozumiecie.
KALINA BAŻEJOWSKA – UPARTE SERCE. BIOGRAFIA POŚWIATOWSKIEJ
Wydawnictwo Znak
Kraków 2014
s. 362
format zbliżony do B5
Ocena: 10/10
Comments
Asiu, bardzo inspirujący blog, często tutaj zaglądam. Twoje przepisy są wyśmienite! Miałam przyjemność spotkać Cię i skosztować Twojej kuchni w Forum Przestrzenie w Krakowie :) Tymczasem serdecznie zapraszam na moją stronę poświęconą architekturze wnętrz: http://okiemarchitektki.blogspot.com Serdecznie pozdrawiam z Krakowa!