Wolicie psy czy koty?
Nie mogłam się zdecydować, o której książce napisać, dlatego napiszę o obu. To są książki do korzystania, nie do czytania od deski do deski. Wyobrażacie sobie wertować dokładnie każdą stronę encyklopedii psów? Co nie oznacza wcale, że nie warto. Wręcz przeciwnie! I trzeba korzystać z nich ile wlezie.
Od zawsze koty lubiłam bardziej od psów. Kiedy byłam mała, kukałam pod samochody i wczołgiwałam się za krzaki, żeby wygłaskać i wymiziać wszystkie koty w zasięgu wzroku. A później polubiłam psy. Może nie tak jak koty, ale jest kilka ras, które mnie rozczulają. Golden retrivery i labradory, przekochane, niesamowicie mądre, wesołe. Beagle, od których właścicieli wiem, że to takie pozytywne psie głupole, beztroskie do granic możliwości. I cocker spaniele, z loczkami, na widok których za każdym razem wydaję ciche „ooch”.
Ta encyklopedia psów myślę, że przyda się nie tylko tych, którzy akurat szukają czworonoga dla siebie. Mi spodobała się i bez tego. Jest podzielona dość nietypowo, co mi się bardzo podoba – nie na rozdziały pod tytułem psy małe, psy średnie, psy duże i psy te, które mogą urosnąć większe od ciebie, ale bardziej praktycznie – zgodnie z tytułem – ze względu na podobne cechy danej rasy i prowadzonego stylu życia. Jest więc cały rozdział o tych psiakach, które będą idealne dla rodziny (lub dla singli), omówione są te, które wymagają dużo uwagi lub wręcz przeciwnie – które nie potrzebują jej tak dużo. Dla zapalonych sportowców są psy lubiące biegać, dla alergików pasy, których sierść nie uczula – znajdą się nawet psy idealne dla hmm, magików: uzdolnione, cudaczne, z ukrytymi talentami. Wszystko ładnie i jasno wytłumaczone, dużo ramek, strzałek, wypunktowań i wytłuszczeń najważniejszych rzeczy. Wzrokowcy tacy jak ja, zrozumieją, dlaczego tak mnie to ekscytuje.
(David Alderton – Wybierz psa dla siebie)
Zabawa sprawa poważna – każdy to wie. Tak samo jak to, że koty muszą się bawić. Inaczej, łagodnie mówiąc, wariują – ślizgają się po parkiecie, fruwają między pokojami albo przyczajają się niczym kocie ninja. Czyli wracamy do punktu wyjścia – bawią się. Same, z innymi kotami lub właścicielem. I jeśli myślicie, że koty znajdują frajdę tylko w puchatej myszce na sznurku, która kręci się im przed nosem, jesteście w błędzie (wiem, bo sama byłam). Jest tak dużo różnych zabaw, które można powymyślać dla kota, a jednocześnie czerpać z tego tak samo dużo radości co główny zabawiany. A pogapcie się jeszcze prze tym na niego – miny, które strzela, są bezcenne! Zabawa, która dodatkowo gwarantuje popłakanie się ze śmiechu.
(Denise Seidl – Zabawy z kotem)