Ta książka nie jest łatwa. Czyta się ją ciężko, opornie, nawet z lekkim wysiłkiem. Czy warto? Zakończenie jest świetne. Ale biorąc pod uwagę cały środek, nie jestem już taka pewna. Bo książka (każda, generalizuję) to nie jest tylko pierwsza złota myśl i ostatnie zdanie, ale głównie to, co w środku. Pierwszy i ostatni fragment może podkręcać książkę na plus, pod warunkiem, że cała reszta też jest fantastyczna. A Marzenie Celta nie było dla mnie spektakularnym przeżyciem. Ot, dobrze napisane, ale w czytaniu ciężkie. Nie chodzi nawet o to, że porusza trudne tematy (oczekiwanie Rogera, głównego bohatera, na wykonanie wyroku w celi śmierci, poprzetykane jego wspomnieniami i refleksjami, do których dochodzi nierozwiązana zagadka, czy rzeczywiście został skazany słusznie, czy padł ofiarą zagmatwanego spisku).
Myślałam (nawet miałam nadzieję, naprawdę dużą), już w trakcie czytania, że może to, że noblista, że lubię kilka innych jego książek, może to sprawi, że Marzenie… wyda mi się wciągające. Ale tu klops. Nie potrafię się wciągnąć w coś, przy czytaniu czego myśli uciekają mi na prawo i lewo. Czytam, czytam, czytam i… orientuję się, że ciągle patrzę na jedną i tą samą linijkę, zupełnie bezrefleksyjnie.
Nie rzuciłam książki w połowie. Doczytałam do końca, bo zawsze doczytuję, choć w tym przypadku to nie było najłatwiejsze i najprzyjemniejsze przeżycie .
W trzech słowach: szału nie ma.
Mario Vargas Llosa – Marzenie Celta
przeł. Marzena Chrobak
Wydawnictwo Znak
Kraków 2011
Wydanie I