Pierwsza ręka, mamina. Z desperacją próbująca nadać sygnał „halo, o co chodzi w sudoku”. Jakieś fiubździu. – A dlaczego tu ma być 6, a czemu obok nie może być 6, aha aha, no tak, już rozumiem, ale czekaj, to dlaczego tu nie może być 6? – Mamo, a chcesz ciepłą bułeczkę?
Druga ręka, A. Z długopisem, dwoma terminarzami, z chustką na szyi i trampkiem na nodze. Wolna sobota, kawa z mleczną pianką posypana na wierzchu kakao, najlepsze ciasto marchewkowe na świecie, dwie wielkie miękkie kanapy, bułeczka. – O, a z czym to, tu orzechy są? I kokos!
I toaleta, w piecu. Kaflowym. Takim dużym, wysokim do sufitu. Nie żartuję – Pierwszy lokal na Stolarskiej po lewej stronie idąc od Małego Rynku. Tak się nazywa. Też nie żartuję. Kraków jest kolorowy.
Trzecia ręka, J. Dotblogowa. I najlepszy z kolei makaron. Z truflami (które nie śmierdzą – bo J. śmierdzą), pieczarkami (bezzapachowymi) i suszonymi pomidorami (zapach słońca wliczony w rachunek). – A bułeczki, o, ale one pachną, a to na drożdżach? Na proszku do pieczenia? A ostatnio robiłam ciasto na ziemniakach!
I książki, gazety, na stoliku, na parapecie, w rozmowie, w głowie, w planach, wszędzie. – To gdzie idziemy po makaronie? – A pokazać ci fajne miejsce z tanimi książkami? I kawiarnię z książkami?
I na końcu ręką piąta, moja, która już nie doczekała się uwiecznienia, bo najpierw zjadłam, a potem pomyślałam. Bułeczka była za dobra na myślenie. Rumiana na wierzchu, ze słodkim wnętrzem i zewnętrzem. Cudnie pachnąca cynamonem, z kokosem i kawałkami orzeszków. Co jakiś czas inna miękka niespodzianka – kawałki skórki pomarańczowej. Dawno nie piekłam tak dobrych, a jednocześnie tak prostych słodkich bułek. Przepis wypatrzyłam w książce kuchennie upapranej, która ma kartki poklejone mieszaniną masła, mąki i cukru. Nie żeby wyglądała nieestetycznie, w dodatku nawet w pewnych miejscach pachnie cynamonem i wanilią. Więc generalnie może i fe, ale kartki z odciskami moich palców utytłanych w cieście i czekoladzie to jak najlepsza rekomendacja jakiegoś ą ę bułkę przez bibułkę szefa kuchni. A nawet i lepiej.
1001 Cupcakes, cookies & other tempting treats Susanny Tee.
Przytulone cynamonowe bułeczki
Składniki:
Bułeczki:
- 100 g stopionego masła
- 350 g mąki + trochę do podsypywania
- szczypta soli
- 2 łyżki cukru
- 1 kopiata łyżeczka cynamonu
- 3 żółtka
- 200 ml mleka + trochę na później/ do posmarowania wierzchu
Nadzienie:
- 1 łyżeczka cynamonu
- 60 g brązowego cukru (demerara)
- 15 g stopionego masła
- 4 garści wiórków kokosowych
- 3 garści orzechów, pokrojonych (u mnie w słupki)
- 2 garści kandyzowanej skórki pomarańczowej
Przygotowanie:
Comments
cóż to.. słodkie wędrowanie. szkoda, że do Gdańska takie bułeczki nie dotarły..:-)
Świetny wpis! Podoba mi sie ten o Twojej mamie : ), moja pewnie tez by nie pojela o co chodzi w sudoku : ) widze, ze masz tez wielka przyjenosc dzielenia sie swoimi wypiekami z najblizszymi, ja tez na koncu z reguly probuje : ) pozdrawiam serdecznie i zycze milego weekendu!
Asienko bułeczki i cynamon-i jeszcze dobra ksiązka, toz to juz niebo…nawet te karteczki, tez bym brała, bo przeciez zawsze nam sie wydaje, ze sie przydadzą.Pozdrawiam Cie cieplutko i wiosennie.
Przyjemnie się czyta Twój blog:) A do tego zapach cynamonu, wszechobecny…
i pomyśleć, że bułeczka ma w sobie tak wielką moc jednoczenia, rozchmurzania i co tylko :)
Szkoda, że moja ręka nie może być szósta… ;)
Uwielbiam takie ślimaczki. Lubię też te z kardamonem. I muszę następnym razem sypnąć kokos!
Słodkiego weekendu !
nic dziwnego że tyle łapek się do nich dorwało!!!!
U mnie też, jak pojawiają się przytulone, to każdy chce oderwać. Własnoręcznie :). No i knajpka na Stolarskiej jest mi znana. Tak, zgadzam się, Kraków potrafi być kolorowy ;)
Bardzo apetyczne bułeczki. Skoro z cynamonem, to już lubię.Pozdrawiam!
Mollisiu, a ty z Krakowa? :)
Holga, może byc siódma!
Mysiu, no dokladnie, kucharz je na końcu. Jak mu coś wygłodniały tłum zostawi.
Żeniu, dziękuję :)
Basiu – prawda? Nigdy nie wiadomo, kiedy moga sie przydać :)
Aśku – może i kiedyś dotrą do Gdańska osobiście :)