Od ostatniej recenzji mały stos przeczytanych książek zdążył urosnąć. W dodatku ciągle dokładam do niego nowe tytuły. Zamiast więc pisać pojedynczo o każdym z nich, zebrałam je w kategorie. I tak pierwszą okazała się kuchnia. Totalne zróżnicowanie tematu – jedna książka wyśmienita, jedna straszna i jedna gdzieś pomiędzy nimi.
Eliza Mórawska – White Plate. Słodkie, Dwie Siostry, Warszawa 2012, s. 206
Kto nie zna White Plate niech schowa się pod stół i migiem wyklika adres w przeglądarce, żeby nadrobić zaległości. Eliza Mórawska jest kulinarną hedonistką – nie tylko pisze o jedzeniu – ona tym jedzeniem żyje, celebruje je, dopieszcza.
W „Słodkim” słodkie są nie tylko przepisy i zdjęcia, ale też cała oprawa graficzna. Mistrzowskie przepisy jednej z najpopularniejszych blogerek kulinarnych. Sama książka jest wielka i ciężka. Autorka powoduje, że przy samym przeglądaniu książki może w mało estetyczny, ale za to autentyczny sposób można zaślinić się na sam widok zdjęć. Przepisy Liski (pseudonim autorki w blogosferze) są proste. A wiadomo, że co proste, to najlepsze. Przy każdym przepisie podane są dokładne miary, potrzebne sprzęty kuchenne, ilość porcji oraz informacja o tym, jak wypieki przechowywać, żeby nie straciły świeżości. Słowem – wszystko, co chcielibyście wiedzieć o słodyczach, ale nie przyszło Wam do głowy zapytać – w obawie, że to za trudne, że nieistotne, że obciach. Bestseller ostatnich miesięcy i ogromny sukces Elizy Mórawskiej. Kto jeszcze nie ma, niech nie siedzi i żałuje, tylko pędzi do księgarni.
Magda Gessler – Kuchenne rewolucje. Przepisy Magdy Gessler, Znak, Kraków 2012, s. 162
Szkoda, że to, iż Magda Gessler jest marką samą w sobie, nie przekłada się za każdym razem na gwarancję wysokiej jakości produktu. W tym przypadku: książki kucharskiej.
Może faktycznie się czepiam. W końcu rewolucje są kuchenne, nie przepisowe… Otwieram książkę i przelatuję jeszcze raz, tym razem pod kątem może ładnych zdjęć? I tu klapa totalna. To nic, że zdjęcia są niedoświetlone, że widzę tylko fragmenty dania albo że nie jestem pewna, czy fotograf na pewno sfotografował to, co w przepisie. Tak jakby chciał czymś zamaskować fakt, że przed chwilą wtrąbił na raz danie do sfotografowania i w przypływie desperacji wpadł na szalony pomysł sfotografowania czegoś innego, ale tak, żeby na wszelki wypadek nie można było poznać, co to dokładnie jest – więc niech na zdjęciu będzie tylko kawałek. I wszystko gra. Przepis jest? Jest. Zdjęcie obok? No też. Ciul, że brzydkie, bo za ciemne, za jasne, za blade, zbyt wyraziste… Mogę mnożyć wady.
Tylko po co? Może niech „Kuchenne rewolucje” pozostaną tym, czym są do tej pory – popularnym programem telewizyjnym. Koniec, kropka. Po co uatrakcyjniać książką na siłę to, co już samo w sobie nieźle się sprzedaje?
Donna Leon, Roberta Pianaro – Szczypta Wenecji czyli ulubione dania komisarza Brunettiego, przeł. Jarosław Rybski, Noir sur Blanc, Warszawa 2012, s. 304
Bohaterem tej książki jest kuchni wenecka. Komisarz Brunetti jest tu jedynie smakowitym dodatkiem. Główną rolę gra gdzie indziej – w serii powieściach Donny Leon, w których podobnie jak w naszym rodzimym cyklu o Nemhauserze (patrz: powieści Wiktora Hagena) mieszają się wątki kryminalistyczne i kulinarne. W „Szczypcie Wenecji” znajdują się co prawda fragmenty historii o komisarzu, ale Roberta Pianaro (współautorka, a prywatnie przyjaciółka Donny Leon) głównie zebrała przepisy przewijające się przez książki, czyniąc z historii komisarza smaczki ożywiające całość.
Cała idea może mało odkrywcza (wziąć książki, wypisać z nich wszystkie przepisy, zebrać w jedno), jednak plus należy się za faktycznie sprawdzone receptury. Choć pochwały tak naprawdę nalezy kierować nie pod adresem samej autorki, a jej przyjaciółki. Drugi duży plus – za rysunki w środku. Minusy: słaba okładka (będąc w księgarni, w życiu nie zwróciłabym na tę książkę uwagi) i brak zdjęć w środku. Choć może taki był zamysł autorki (autorek?). Dwa plusy i dwa minusy. W sumie wychodzimy na zero. Przynajmniej nie jest ujemnie.
Comments
Przeglądałam książkę Gessler. Faktycznie porażka. Szata graficzna, jakość zdjęć – żadne. Ale i tak pewnie sporo fanów programu kupi i pewnie na to liczono ją wydając.
Liczę na to, że ktoś kiedyś sprezentuje mi książkę Liski :) Oglądałam w księgarni i są tam przepisy dokładnie takie, jakie lubię najbardziej. I ten matowy papier, subtelne fotografie… Cieszę się, że książka dobrze się sprzedaje, bo to dobrze świadczy o polskich gustach :)