Pozostając w klimacie ostatniej książki, o której pisałam (Gotowanie dla geeków) – przyssałam się do kolejnej ciekawostkowej książki. To też już pisałam, ale powtórzę: uwielbiam pokręconą serię z Wydawnictwa Literackiego. Dlaczego ziewanie jest zaraźliwe? jest – w dużym uproszczeniu – o ludzkim ciele i tym, co może się z nim stać, co samemu można z nim wyczyniać i w jak dziwaczny sposób funkcjonuje, podczas gdy my szczęśliwi i nieświadomi nie mamy o tym zielonego pojęcia. Ta książka będzie idealna dla tych, którzy są zdrowo ciekawscy, lubią się zastanawiać, patrzeć na różne rzeczy nieszablonowo i zadawać dużo pytań. Bo odpowiedzi nie są nużące. Są w sam raz, nie przydługawe, ale zaspokajające głód wścibskości. Można się na przykład dowiedzieć, że przystawiając pijawkę do ciała, ta zostawia na ciele delikwenta ślad jak logo mercedesa, a kwas żołądkowy jest tak silny, że gdyby umieścić jego kroplę na kawałku drewnianej deski, przepali ją na wylot. Jest też moje ulubione pytanie: dlaczego strzelają nam palce? (wraz z odpowiedzią), ale też dlaczego jak jemy lody, to czasami boli nas głowa. I wiedzieliście, że aby odpędzić się od komarów, wystarczy porządnie najeść się czosnku? Co w sumie wpływa też na odpędzenie się nie tylko od małych krwiopijców. Ale wtedy można w spokoju poczytać książkę i nikt nie będzie nam przeszkadzał.
Francesca Gould – Dlaczego ziewanie jest zaraźliwe?
przeł. Iwona Sumera
Wydawnictwo Literackie
Kraków 2012
s. 264
Jestem gotowa wielbić każdą książkę, która jest choć trochę ekonomiczna, a która jednocześnie nie wlatuje z głośnym świstem przez moje okno. Mało, Sekrety ekonomii jest nawet momentami zabawne. Za to w większości ciekawe i – co jest dla mnie megawielkim plusem we wszystkich książkach – nieprzegadana. Nie znoszę wodolejstwa. A tutaj go nie ma. Jest za to niezła literatura napisana zrozumiałym językiem, pełna przykładów obrazujących prawa ekonomii (nie wierzę, że to piszę, ale zdążyłam się nawet kilka razy wciągnąć, co jak na stuprocentową humanistkę pozbawioną jakiejkolwiek sympatii dla ekonomii, jest sukcesem takim, jak dla kogoś, kto umie ugotować tylko wodę na herbatę, jest upichcenie finezyjnych francuskich makaroników z karmelową skorupką). Chociaż tak sobie też myślę, że jeśli ktoś nie studiuje na jakimś ścisłym kierunku albo po prostu za takim nie przepada, to nie wyciągnie z książki Harforda tyle, co jej zagorzały zwolennik. Mówiąc prościej: jak ktoś woli coś innego, książkę przeczyta, może nawet polubi. Natomiast umysły ścisłe Sekrety ekonomii pokochają, docenią i pozostaną im one w głowie na bardzo długo.
Tim Harford – Sekrety ekonomii, czyli ile naprawdę kosztuje Twoja kawa?
przeł. Krzysztof Węgrzecki
Wydawnictwo Literackie
Kraków 2011
s. 400
Wydawnictwo Literackie od jakiegoś czasu wypuszcza książki, które są tak pozytywnie pokręcone, że jak tylko w księgarniach ukazuje się kolejna, lecę tam w podskokach. Jakiś czas temu pisałam już o jednej z nich. Za czytanie 13 rzeczy, które nie mają sensu wzięłam się w ciemno. Wiedziona przeczuciem, że niby nauka, niby może nawet skomplikowana, ale spodziewałam się raczej przy Brooksie wybuchów śmiechu niż poważnych rozważań. I faktycznie – pełno tu humoru, nauki pół żartem pół serio, nawet wyśmiewania co poważniejszych i bardziej bufoniastych naukowców z ich arcyciekawymi teoriami (to żart) powstania wszechświata, ewolucji życia i zagadek śmierci. Bo tych trzynaście rzeczy, które pozornie wszyscy uzasadniają, a jak się zastanowić, nie mają najmniejszego sensu (i nikt nie wie, skąd ten sens wytrzasnąć), są tak proste i oczywiste, że, jadąc na fali początkowego zaskoczenia, czyta się to z coraz większą ciekawością. Bo jakie może być rozwiązanie zagadki życia, anomalii Pioneera, rzekomego sygnału „Wow!” nadanego przez kosmitów, efektu Placebo czy zmiennych stałych?
Mam jednak jedno ale. Nawet bardzo duże. Książka jest owszem, ciekawa, ale podczas jej czytania miałam wrażenie i nadal po jej skończeniu nie chce mnie ono opuścić, że książka jest wciągająca, ale dla jednej grupy czytelników – tych zorientowanych przyrodniczo. A więc: naukowców, studentów fizyki, astronomii, chemii i wszystkich innych kierunków ścisłych albo po prostu tych, którzy się nauką – w sensie bardzo ścisłym – interesują. Wydaje mi się, że oni by Brooksa docenili bardziej niż ja. Bo ja się trochę męczyłam i nie czytałam z wypiekami na twarzy. Raczej dla samego przeczytania. Choć autorowi udała się niewątpliwie jedna rzecz, za którą trochę go polubiłam: nie cisnęłam książki od razu w kąt, co przy mojej orientacji bardzo humanistycznej i totalnie antymatematycznej (mniej subtelnie określanej tumanizmem matematycznym) jest nie lada wyczynem.
Michael Brooks – 13 rzeczy, które nie mają sensu
przeł. Monika Apps
Wydawnictwo Literackie
Kraków 2011
s. 376
Dlaczego żaby wybuchają, niektóre ptaki udają parasole i po co strusie zamiast chować głowę w piasek, jedzą kamienie? A-ha! Książka dla dociekliwców. Choć lubię ogromnie klimaty animal planet na papierze, to jednak jak sądzę nie wszyscy tak mają. Może to i dobrze, bo przez zamiast nudnych książek przyrodniczych na półkach można znaleźć takie pozytywnie pokręcone cacka. Jeśli ktoś w tym przypadku zasugeruje się tytułem, za wiele się nie pomyli – zawartość jest dokładnie tak samo zabawna i zaskakująca jak okładka. Gould i Haviland napisali książkę, jaką nieczęsto znajduje się w księgarniach. Taką, która w gruncie rzeczy jest edukacyjna, ale bez negatywnych skojarzeń, jakie budzi samo słowo „edukacja”. Bez nadęcia, patosu i fachowego (czytaj: niezrozumiałego) słownictwa, jakim mogliby posługiwać się z pozycji wielkich mądralińskich znawców tematu. Bo autorzy zamiast tworzyć kolejne arcynaukowe dzieło, wzięli się za zwierzaki na śmiesznie. Z żadnej innej książki nie dowiedziałam się, że niektóre żaby jedzą oczami (dosłownie). Albo że leniwce zielenieją. Nie z zazdrości czy złości, ale z lenistwa właśnie – jako zwierzęta nic nie robiące powoli porastają mchem – z leniuchowania. Więcej śmiesznostek nie zdradzę, żeby nie psuć zabawy. A jeśli ktoś nie ma ochoty na czytanie o zwariowanych zwyczajach dwu-, czworo- i wielonożnych milusińskich, zawsze pozostaje mu bezpieczne pytanie na ostatniej stronie: dlaczego zebry mają paski? Oczywiście, z odpowiedzią.
Francesca Gould, David Haviland – Dlaczego mrówkojady boją się mrówek?
przeł. Iwona Sumera
Wydawnictwo Literackie
Kraków 2011
s. 236