- 8 dag mąki żytniej
- 2 dag mąki pszennej
- 2 budynie – 1 waniliowy i 1 śmietankowy
- 12 dag margaryny
- 10 dag cukru
- 2 jajka
- nieco więcej niż pół szklanki maku
- 3/4 łyżeczki proszku do pieczenia
- 4 łyżki mleka
- duża garść pestek słonecznika
- duża garść pestek dyni
Londyn zobowiązuje. Poszukiwanie książek było jednym z motywów przewodnich tego wyjazdu. Zapał w znajdowaniu książek przeszedł wszelkie możliwe fazy: od początkowej euforii, zaraz po wylądowaniu na Gatwick, kiedy wszystko co kolorowe mówiło: jestem ładna tania książka, kup mnie, kup! (książki, gdyby ktoś miał wątpliwości, nie tylko potrafią mówić, ale wręcz krzyczeć czy wrzeszczeć – odległość nie gra roli), po lekkie zwątpienie (no, to gdzie ten wysyp książek za 2 funty?), po zwątpienie totalne (etap pod tytułem bawimy się w chowanego). Aż wreszcie nastąpił ten piękny i wspaniały dzień, kiedy wybrałam się do British Library. Wychodząc z biblioteki trafia się na Euston Road, zaczynającej się od… książek za 2 funty. Tak!
1. Na początek – British Library. Nie trzeba wyrabiać żadnej karty, żeby wejść do środka – potrzebna jest dopiero przy wypożyczaniu książek. Za darmo można zwiedzić wystawy, m.in. z najstarszymi książkami znalezionymi w Wielkiej Brytanii. Można wejść do ogromnej czytelni z zielonymi lampkami, usiąść przy stoliku, poprzeglądać. Albo na korytarzu, mając za plecami przeszkloną ścianę ze starymi tomami oprawionymi jeszcze w skórę, pobuszować w darmowym Internecie albo coś zjeść na placu przed biblioteką. Anglików cechuje to cudowne uwielbienie do zagospodarowywania każdej wolnej przestrzeni, jaka tylko pozostała do zagospodarowania w Londynie (a już niewiele tego zostało), na miejsce, gdzie można siąść, wyciągnąć jedzenie, a jak się nie ma – kupić. Jest trawa, drzewa, jest zielono. Są ławki i kwadratowe murki, na których studenci ochoczo się lokują ze swoim lunchem.
Comments
o jaacie! że tez na to nie wpadłam. Że tez mi do głowy nie wleciało, zeby sprawdzić adresy :) A gdzie masz kuchnię arku?
oh jak miło i sympatycznie było mi oglądając angielskie uliczki i sklepy z książkami :) Ja to zawsze, codziennie zaglądałam do miejscowych ‚charity shops’ co by poprzeglądać książki, a nóż coś ciekawego się trafi :) Ale londyńskim sklepem z art. cukierniczymi mnie zaintrygowałaś… muszę, no muszę tam być!! Serdecznie pozdrawiam :)
oo, a ty mnie charity shops. Nie doszłam do żadnego takiego. Co to jest abaszko?
masz wspaniałe przepisy-super ;bede próbowac,pozdrawiam
och, dziekuję, to miłe :)