Ściągacz: 1. Wzór przypominający grzywy fal na oceanie, powstały z przerabiania naprzemiennie oczek prawego i lewego. Ścieg ten wykorzystuje się głównie do robienia mankietów, dekoltów i dolnej części swetra, jest bowiem elastyczny i łatwo się rozciąga. 2. Zagadka.
Paszkot to ptaszek o szarym ubarwieniu, który buduje małe gniazda, nie jest agresywny, ale gdy trzeba, zażarcie broni swojego potomstwa. Paszkot to też Irlandczyk. Zygzak ze ściągaczem to charakterystyczny wzór na swetrze lub w innym znaczeniu: sny. Nabieranie oczek oznacza początek robótki, ale też początek w ogóle. Wszystko jest tu dwuznaczne. Jak Irlandzki sweter. Część garderoby i książka Dickson.
Gdybym przeczytała tylko pierwsze kilkadziesiąt stron, cisnęłabym książkę w kąt i napisała stosownymi słowami, co o niej myślę. Ale na szczęście książka ma stron ponad 400 i stopniowo się rozkręca. Bo moje pierwsze wrażenie nie było za ciekawe. Kolejna książka o kobiecie, która przewartościowuje swoje życie, zostawia męża, po czym ucieka z dzieckiem i kłębkiem sprzecznych myśli w głowie w siną (tu: irlandzką) dal. No dobrze, i co? Co z tego wynika. W ogromnej większości książek tego rodzaju – nic. Autor, choć częściej autorka, chce się tylko wygadać, przelać na papier co jej akurat ślina na język przyniesie, by na koniec życzyć czytelnikowi miłej lektury, miłego dnia i miłego życia. A Irlandzki sweter jest uszyty nieco inaczej.
Główna bohaterka owszem, ucieka od męża, zabierając ze sobą córkę, ale na tym podobieństwa do taniej literatury się kończą. Nie wybiera się na koniec świata, tylko jak logicznie myśląca kobieta postawiona w takiej sytuacji, udaje się tam, gdzie wie, że znajdzie pomoc – do swojej przyjaciółki w Irlandii. To, co tam zastaje, jest dla niej kompletnym zaskoczeniem. Ludzie, klimat, jedzenie i – najważniejsze – swetry. Od razu chce zobaczyć je wszystkie, chce odkryć ich historie. Ale Irlandki stawiają sprawę jasno: najpierw nauczy się tkać, potem mogą jej coś opowiedzieć.
A jest o co się starać. Kobiety na wyspie robią dla swoich mężów i synów niepowtarzalne swetry. Każdy mężczyzna dostaje od swojej żony lub matki gensej robiony jednym ściegiem – tym, który najbardziej pasuje do osobowości człowieka. W razie gdyby mężczyźni wypłynęli na morze i w czasie sztormu łódka by zatonęła, a ciała zostały wyrzucone na brzeg – kobiety będą dokładnie wiedzieć, kto był w łódce.
Książka Dickson jest ciepła i po ludzku mądra. Nie należy jej czytać między wierszami – nic się tam nie kryje. Nie ma zbędnych komplikacji, co najwyżej w pewnym miejscu fabuła zaplącze się na supełek, który wystarczy cierpliwie rozwiązać, by móc iść dalej.
Nicole R. Dickson – Irlandzki sweter
przeł. Joanna Bogunia, Dawid Juraszek
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Warszawa 2011
stron: 416
Comments
Moja ukochana kaszka manna :D
Pyszna kaszka (chyba sobie ugotuję) i świetna recenzja :) mam ochotę na jedno i drugie :)
mmm- swojskie klimaty…pyszna kaszka, Asienko. Pozdrowka!
Taki deserek jest prawdziwie domowy, taki z dzieciństwa i pyszny. :)
Lubię książki,które ciekawią mnie juz od pierwszej strony. Właśnie taką zaczęłam i mam nadzieję,ze wciągnie mnie bez reszty :)
Pozdrawiam i zyczę zdrowia Asiu:*
Deser wygląda bardzo zachęcająco :)
Deserek ciekawy, ale ta książka… Ach… muszę zapamiętać tytuł :-)
Uwielbiam takie desery „dla chorych”, jak mawia mój dziadek, choć miodu jeszcze nigdy do kaszki manny nie dodawałam.
O książce słyszę pierwszy raz, może się skuszę, choć z pozoru wygląda na dość banalną historyjkę (jakoś ostatnio mam odrzut od książek tylko „ciepłych”, ale nie wnoszących żadnej innej wartości).
Książka zapowiada się interesująco, tylko zniechęca mnie wolno rozwijająca się akcja;)) Ale może się przełamie?;)
Deserek pycha:)
Rudziku, musialabyś sama zobaczyc, czy ci pasuje książka, różnie z nią może być :)
Anitko – oj tak, gdybym ja się nie zaparła w tej książce, podejrzewam, że też by mnie zniechęciła.
przeczytam, zachęcająco brzmi. masz u mnie wielkiego bonusa za ‚ciapnij’ w przepisie ;) zdrówka życzę