Do „Ości” miałam kilka podejść. Najpierw długo leżały nietknięte na półce, mimo że codziennie zerkałam na nie kątem oka. Kiedy wreszcie zdjęłam je z regału, wylądowały na nocnej szafce obok łóżka, żeby przeleżeć tam kolejne 3 miesiące. Raz nawet otwarłam i zaczęłam czytać, ale zaraz potem szybko zamknęłam, bo zupełnie nie pasowały mi do lekkiego klimatu wakacji. Aż przyszła jesień i czas na takie właśnie, karpowiczowe, lektury.
Najciężej było przebrnąć przez pierwszych dziesięć-piętnaście stron. Tyle wystarczyło, żeby poczuć klimat książki i wejść w jej świat. Za to od razu totalnie. Potem już leci. Od początku nie mogłam powstrzymać się od skojarzeń z „Placem Zbawiciela”. I film, i „Ości” to trochę patologiczne opowieści o rodzinie, tylko posługujące się zupełnie różnymi środkami wyrazu. Ale tak samo pokręcone.
O co chodzi: Maja nie potrafi wybrać między Frankiem a Szymonem, co nie przeszkadza jej oskarżać tego drugiego o romans. Matka Kuby, która tak naprawdę jest Ninel, nie może zrozumieć, dlaczego córka ma dość zwracania sie niej per „Kubo”. Dziewczyna zaczyna interesować się Norbertem, który dla odmiany chciałby być kobietą, ale nie na stałe – tylko na chwilę, aby móc zgarniać nagrody w konkursach drag queens. Zainteresowanie Ninel tylko mu schlebia, jednak jest już związany z Maksem, a gdybyście jeszcze zdążyli się nie pogubić, Norbert od lat kocha się w Krzysiu, którego związek z Andrzejem stoi nad przepaścią… Do tego dochodzi jeszcze kilka osób i robi się prawie tak samo barwnie jak w Dynastii. Tyle że bez banału i brokatowej lukrowej posypki.
Zdrady i romanse są na porządku dziennym, a jednak rodziny się nie rozbijają. Twają w swoich pierwotnych kształtach, tak jakby związek dwojga (trojga, czworga – do wyboru) ludzi był czymś niezmienialnym i nieruszalnym. Nawet gdy dochodzi do emocjonalnej burzy, podczas której kochankowie ciskają w siebie wrogie argumenty, wcale nie oznacza to, że mają zamiar się rozstać. Zamiast coś zmieniać, poszerzają swoje miłosne horyzonty.
„Ości” czekały na Karpowicza. Nikt inny nie potrafiłby zrobić z w gruncie rzeczy tak prostego pomysłu tak zagmatwanej historii. Genialnej podczas czytania, choć na pewno nie najłatwiejszej. Kilka razy musiałam się wręcz zmuszać, żeby nie trzepnąć książką w kąt i za każdym razem opłacało się bardziej niż sądziłam. Warto się przełamać. Kiedy spróbujecie Karpowicza raz, nabierzecie apetytu na więcej.
Ignacy Karpowicz – Ości
Wydawnictwo Literackie
Kraków 2013
s. 474
Comments
a ‚Balladyny i romanse’ czytałaś? również polecam.
chociaż znałam znakomicie niemal 3/4 fabuły (pracuję w teatrze, gdzie wystawiają sztukę na jej podstawie, całkiem udaną zresztą), to i tak bardzo przypadło mi do gustu. :)
Author
Nie znam! Ale już mam na liście do poznania :)