Usiadłam, rozkokosiłam się, fotel, lusterka, zapiąć mocniej sandały, żeby nie zsuwały się po pedałach. I wystartowała. I, tak!, dojechałam. Gdyby nie polska dziura w polskiej drodze już tuż przy końcu, wszystko poszłoby idealnie. Podbudowałam się wewnętrznie. W nagrodę i w uznaniu za swój wyczyn – koktail mocy. Jeszcze tylko parę rzeczy się dogra i czerwoną (ciastkową) strzałą będę mknąc po mieście (jest tylko mały szkopuł – czerwona strzała jest własnością D., chyba zacznie się przekupywanie ciastkami :) ). Musze udoskonalić koordynację ucho-noga (za dużo gazu przy ruszaniu) i oko-oko-oko (dziury-za blisko prawej strony-nie urwać lusterek). A D. muszę podziękować bardzo bardzo, za a) cierpliwość, b) cierpliwość, c) cierpliwość, d) wyrozumiałość, e) zrozumienie. I może za coś miłego na literkę M?
- jogurt naturalny – dwa kubeczki po 200 g, razem 400 g
- dwa banany, wcześniej na 20 minut w zamrażarce (a jeszcze wcześniej pokrojone a części, żeby zmroziły się szybciej)
- śliwki – dojrzałe i słodkie, obrane ze skórki – 5 średnich sztuk
- łyżka lub dwie miodu (w zależności czy lubicie słodkie czy bardzo słodkie)
- kostki lodu – ja wrzuciłam 3, bo wcześniej schłodzony banan już oziębia koktail
- 1/2 łyżeczki cynamonu
Comments
Tak, tym bardziej, że przygotowywałyśmy koktail razem ;)