Jeśli liczycie na negatywną recenzję, nie doczekacie się jej. Bo ja o Munro piszę bardzo nieobiektywnie, uwielbiająco i nadwyraz pozytywnie. Tak już mam.
Munro w pełni zasługuje na słowa zachwytu, które padają pod jej adresem. Jej pisanie jest, bo ja wiem, zwyczajne? I z tej zwyczajności kanadyjska pisarska potrafiła uczynić dzieło sztuki, dojść w powieściopisarstwie do perfekcji, jednocześnie mówiąc o rzeczach najprostszych, najbardziej przyziemnych. Munro tworzy książki pełne z pozoru banalnych tematów i to jest najpiękniejszy rodzaj pisania, jaki znam.
„Przyjaciółka z młodości” jest piękna, subtelna, emocjonalna. Taka, że gdy się ją czyta, ma się ochotę rzucić wszystko, żeby zrobić coś wielkiego i jednocześnie zaszyć pod kocem w wielkim fotelu. Mieszkanka spokoju i energii zaczajona w literach. Ta książka niesamowicie rozmarza. Dotyka rzeczy najważniejszych, ale też najbardziej tajemniczych. W opowiadaniach przewijają się tematy umierania, miłości, przyjaźni, pełno jest intryg i rozgryzania ludzkiej psychiki.
Alice Munro jest wymianiania jako jedna z kandydatek do tegorocznej literackiej Nagrody Nobla. Bukmacherzy obstawiają, że jednak większe szanse mają Joyce Carol Oates i Peter Nadas, a już absolutnym faworytem wszystkich notowań i obstawień pozostaje Haruki Murakami. Ale. Samo to pokazuje, jak wysoko ceniona jest proza Munro. Pisarka ma już zresztą na koncie nagrodę Bookera, a wraz z nią 17 innych wyróżnień. Każda jedna w pełni zasłużona. Bezbłędnie podsumował ją Ignacy Karpowicz: „Czytelnikom, dla których będzie to pierwszy kontakt z Kanadyjką, zazdroszczę rozkoszy odkrywania jeden z najświetmniejszych Ameryk współczesnej prozy”. Tego i ja się trzymam.
Alice Munro – Przyjaciółka z młodości
przeł. Agnieszka Kuc
Wydawnictwo Literackie
Kraków 2013
s. 436
Comments
W ubiegłym tygodniu skończyłam inną książkę Munro (za kogo ty się uważasz?) – pierwszy raz zetknęłam się z tą autorką, ale zainteresowała mnie na tyle, że obiecałam sobie sięgnąć po inne jej książki. Coś mnie w jej powieści zauroczyło, coś innego w jej pisaniu, czego nie spotyka się na co dzień. Po przeczytaniu Twojej recenzji, dochodzę do wniosku, że to co napisałaś, jest najbardziej trafne – dokładnie to samo czuję.
Zwłaszcza ten fragment: „Jej pisanie jest, bo ja wiem, zwyczajne? I z tej zwyczajności kanadyjska pisarska potrafiła uczynić dzieło sztuki, dojść w powieściopisarstwie do perfekcji, jednocześnie mówiąc o rzeczach najprostszych, najbardziej przyziemnych.”
Pozdrawiam
PS. Nie chcę dodawać za dużo komentarzy, więc jeszcze jedno zdanie na temat Krajewskiego (jednego z moich ulubionych autorów kryminałów) dopiszę tutaj. Nie czytałam jeszcze „W otchłani mroku”, ale znam prawie wszystkie wcześniejsze książki tego autora, więc liczę, że ta nie będzie gorsza. Wszystkie są ciężkie i mroczne, a niektóre nawet bardziej. Ostatnią jaką miałam okazję czytać były „Liczby Charona” i chociaż nie pamiętam już o czym była (tak mam, że łatwo zapominam), to pamiętam, że żadna inna nie wstrząsnęła mną tak bardzo.
Author
To za „Liczby Charona” też się musze wziąć. Lubię takie książki, co tyrają i poniewierają :)
Zachęciłaś mnie. Piszesz tak przekonywująco, a do tego znając mniej więcej Twój dobry gust, kupiłam dzisiaj tą książkę od razu :D
Podzielę się wrażeniami, jak przeczytam :)
Pozdrawiam,
Jurata
Author
Jestem pewna, że to był dobry zakup :-) Munro jest cudowna. Naprawdę.
Od dawna planowałam poznanie twórczości Munro. Właśnie dziś zabieram się za „Przyjaciółkę z młodości” i mam nadzieję, że opowiadania przypadną mi do gustu. :)
Zgadzam sie z Toba, mnie absolutnie oczarowała jej proza!
http://ksiazkisaniebezpieczne.blogspot.com/2013/10/pani-munro-o-zyciu.html