Kolejna Munro. Która to już z kolei? Przestałam liczyć historie przeczytane, a zaczęłam te, których jeszcze nie poznałam. Od pierwszego zbioru opowiadań Kanadyjki, który wpadł mi w ręce, nie przestaje chcieć jej więcej, bardziej, na już.
Bo jest cicho i jest spokojnie. Bo w tym pozornie ułożonym świecie, biegnącym sobie leniwym rytmem kanadyjskiej małomiasteczkowości, od pierwszego akapitu czuć, że w którymś momencie będzie rozpierdziel. Za ładnie, za gładko, za bardzo pozornie. A życie nie może być zbyt poukładane. Nie jest samo w sobie, w dodatku człowiek nie ma takiej siły (i takiego prawa), żeby układać je sobie w kosteczkę, chować równo do szafy i porządkować kolorami. Życie zawsze się zbuntuje, tak jak w opowiadaniach Munro.
No bo co: jest miło, sympatycznie i statecznie. Bohaterowie zakładają maski, przechadzają się leniwie wybrukowanymi uliczkami, pozdrawiają sąsiadów zza płotu. A w środku aż gotują się z wściekłości. Uśmiechają się szerokim uśmiechem, sycząc przez zęby, że nienawidzą, nie szanują, boją się. Munro bezbłędnie wchodzi w psychikę swoich bohaterów – to jest aż zaskakujące, na ile! – wywlekając to, co naprawdę siedzi w ludziach na wierzch. Pisząc o tym, o czym inni nie piszą, bo a) uznają to za oczywiste, b) uznają to za dziecinne, c) uznają to za prawdę. I tu jest pies pogrzebany, drodzy moi pisarze i pisarki, że większość z was konstruuje porywające fabuły, wymyśla zawiłe konstrukcje i zaskakujące zakończenia, a Munro – dosłownie – siedzi i się gapi. Na ludzi. Dostrzega, co siedzi w środku, za toną podkładów i pięknie upudrowanymi noskami. Opisuje to, co kryje się w je j bohaterach. Zdziera fasadę i rozbiera kawałek po kawałku.
W tym tomie motywem przewodnim jest miłość. Ale, jak to u noblistki, od miłości-namiętności, przez miłość-przywiązanie, po miłość-nienawiść. Można? Można. Uczucia nie są czarno-białe, a sama pisarka ma słabość do całej palety emocjonalnej szarości. Jest cudownie, jak za każdym razem. Chodzi o samą przyjemność opowiadania i słuchania. Akcja schodzi na drugi plan, bo na pierwszym potrzebne jest miejsce na to, co najprawdziwsze – obdarcie bohaterów z typowo ludzkiej gry pozorów. Oj, nie z Munro te numery.
Alice Munro – Kocha, lubi, szanuje…
przeł. Jadwiga Jędryas, Tina Oziewicz
Wydawnictwo Literackie
Kraków 2015
s. 448
format A5, do wyboru twarda/miękka okładka
ocena: 9/10