Zawsze kiedy mowa o wrzuceniu na luz i rozpoczęciu prawdziwego, powolnego życia, pojawia sie jedzenie. Jak ja to kocham.
Misją Festiwalu, podobnie jak Klubu Leniwca, jest próba stworzenia raju na ziemi (o ile nie będzie to generować kosztów). Czyli: zatrzymać się i odpocząć, poleżeć do góry brzuchem, docenić to, co dobrego dzieje się wokół i delektować się prawdziwym, powolnym jedzeniem.
Lato Leniwców w Krakowie organizowane raz do roku (oprócz małopolski leniuchować mogą Warszawiacy – stolica też ma swoją edycję Festiwalu). W te wakacje wydarzenie zbiegło się w czasie z XI Festiwalem Pierogów i właśnie snując się po rynku z brzuchem wypełnionym kluskami, trafiłam na plac Szczepański. A tam: leżaki, muzyczka, pełno jedzenia i ludzie działający w zwolnionym tempie. Usadowiłam D. na leżaku i pobiegłam oblecieć wszystkie stoiska.
Kiedy przeglądałam potem zdjęcia w domu, okazało się, że na każdym z nich jest jedzenie. Naprawdę nic na to nie poradzę, że to ono najbardziej mnie interesuje. Były ciasteczka, placki i tarty z Chimery. Hamsa serwowała pyszny hummus, falafele, kebaby i kukurydzę z grilla. Wszystkich przebił jednak pan z meksykańskiej restauracji Alebriche na ul. Karmelickiej, który nie dość, że karmił pysznie i tanio, to jeszcze działał pięć razy wolniej niż inny, rozdajać uśmiechy na lewo i prawo.
Był też popitek: świeże lemoniady i soki owocowe z fafroclami, piwa z różnych stron świata, mleczno-owocowe shake’i. Stołeczki zrobione z derwnianych skrzynek i torbach po mące oraz stoły z wielkich drewnianych szpul. Lubię takie. Bez nadęcia i lansu, z wykorzystaniem tego, co jest.
Festiwal super, do powtórzenia za rok.
1. Lato Leniwców, 2. Drewniane skrzynki i worki po mące
3. Kukurydza z rusztu, 4. Hamsa
5. Popitek, 6. Biscotti od Chimery
7. Fontanna, 8. Odlotowo
9. Slowfoodowy kucharz z Alebriche, 10. Z jednego gara
11. Vintage, 12. Kebabcze