Takie książki należą do rzadkości i, szczerze mówiąc, nie wiem dlaczego. Bo zapotrzebowanie jest duże i wiele osób chętnie kupowałoby takie książki, gdyby tylko było ich więcej. Ponarzekam sobie trochę przy okazji też na polskie książki kucharskie, wśród których mi jest ciężko znaleźć taką, która byłaby ciekawa, z dobrymi przepisami i z ładnymi zdjęciami. Od czasu do czasu pojawiają się perełki, i to wszystko.
Zresztą ja sama więcej dobrych zdjęć kulinarnych widzę na blogach niż między stronami książek. Bo choć ludzie należący do polskiej blogosfery (może poza pojedynczymi wyjątkami) nie kończyli szkół fotograficznych, nie studiowali na ASP ani w łodzkiej filmówce, to niektórzy z nich mają doświadczenie, którym mogliby zmiażdżyć niejednego profesjonalistę z dyplomem. Bo uczą się sami, tkwiąc nad miską zupy albo jedną kluską godzinami (od czego bolą później plecy), dobierając kolory, faktury, robią wygibasy z aparatem, a jeszcze jak ktoś tak jak ja nie lubi fotografować inaczej niż przy świetle dziennym, to musi się z tym całym majdanem tak sprężyć, żeby zdążyć przed zachodem słońca (w zimie – do 15).
I właśnie ci kulinarno-fotograficzni zapaleńcy pokochają tę książkę. Ma mnóstwo prostych rad i wskazówek, jest konkretna i – co najważniejsze – prosta. Minusem wielu książek do nauki fotografii jest to, że ich autorzy używają zagmatwanego języka, tłumaczą proste rzeczy w skomplikowany sposób albo używają zwrotów z branży, których nie rozumie nikt poza nimi i ich znajomymi. A tutaj tego brak. Ujęcia ze smakiem bardzo pomagają w samouczeniu się. A zdjęcia, które są w środku i cała stylistyka książki są absolutnie cudowne.
Stanowczo domagam się większej ilości takich tytułów.
Helene Dujardin – Ujęcia ze smakiem
tłum. Piotr Cieślak
Wydawnictwo Helion
Gliwice 2012
s. 288