Skąd się bierze jogurt?

Krzysztof Kuczyk / www.cukry.com.pl
Dzisiejszy wpis jest wpisem reklamowym. Zdecydowałam, że będę oznaczać wpisy, w których szerzej piszę o produktach i różnych akcjach, które są związane z konkretną firmą (oprócz wydawnictw – bo tutaj integralną częścią książki jest jej wydawnictwo), ponieważ a) tak jest rzetelniej i b) jeśli firma robi dobry produkt, który sama dokładnie sprawdziłam i który z czystym sumieniem mogę polecić, to chcę o tym napisać tak, żeby było wiadomo, o czym mówię.
Jestem dość wybredna, jeśli chodzi o to, co wybieram – od czytania książek począwszy, po zakupy w sklepie spożywczym. Mam pod tym względem dużo wspólnego z Eweliną – moje moloksiążkarstwo wykracza daleko poza książki i prasę. Czytam etykiety, studiuję wszystko, co jest napisane małymi literkami, zgodnie z zasadą, że im mniejszy druczek, tym na pewno coś istotnego tam znajdę. Nie znoszę, kiedy w soku pomarańczowym mam cukier, w serku homogenizowanym żelatynę, a jogurt jest o smaku truskawkowym, zamiast po prostu truskawkowy. Lubię robić ciasteczka z mąki pełnoziarnistej i sama mielić ser biały na sernik – mimo że to bardziej czasochłonne i niejednokrotnie taniej wyszłoby mi kupić gotowe półprodukty, ale te dobrej jakości po prostu bardziej mi smakują.
Wracając do tytułowego pytania – skąd się bierze jogurt? Wiadomo, z kubeczka. A dobry jogurt? Od szczęśliwej krowy. Bardzo łatwo powiedzieć, może nawet nie trudniej sobie wyobrazić, ale jak to wszystko wygląda w praktyce? Czyli wycieczkę do źródła czas zacząć.
Krzysztof Kuczyk / www.cukry.com.pl
Żeby zobaczyć krowę – całe mnóstwo krów – musiałam zostać wywieziona – pół żartem pół serio – aż pod Warszawę. Żartem, bo nie jest mi obcy widok krowy innej niż tej z telewizji. Serio, bo ten widok pamiętam z dzieciństwa, kiedy raz czy dwa, będąc na jakiś wiejskich wakacjach, mogłam bez obciachu pogapić się na krowy. A równo tydzień temu do woli podpatrywaliśmy skąd się bierze mleko i słuchaliśmy, jaką drogę musi przebyć od krowy do fabryki, gdzie przetwarza się je na jogurt.
Krzysztof Kuczyk / www.cukry.com.pl
My – Dorota (Pozytywna Kuchnia), Ewelina (Around the kitchen table), Alina (Brunette’s Heart Makeup), Zuch (Zuch próbuje rysować), Ola (2 smaki), Ślimak (Chata Wuja Freda) i Dorota (Dorota smakuje) – i ja.
Krzysztof Kuczyk / www.cukry.com.pl
Na początek – kosmiczne wdzianko. Dylemat „zakładać czapkę czy nie?” szybko rozwiązała tylko Dorota. Kombinezony w kolorze pomiędzy „blue jeans” a „muślinowym turkusem” były po to, żebyśmy nie wnieśli do obory żadnych zarazków – w końcu każdy przyjechał z różnych części Polski i przywlekł ze sobą swoje regionalne zarazki, na które krowy niekoniecznie były odporne. Za to moje krakowskie „Idziemy na pole?” nabrało tak nowego znaczenia, że już powstrzymałam się od pytania przy wysiadaniu, no właśnie, na pole.
Krzysztof Kuczyk / www.cukry.com.pl
Głaskanie krów – jak łatwo przewidzieć – szybko stało się główną atrakcją i tylko szkoda, że już po wyjściu z obory pani Jola Łapińska, lekarz weterynarii i psycholog zwierzęcy, powiedziała nam, że krowy mają zawężone pole widzenia i widzą mnie więcej tylko to, co do pewnego momentu jest z boku – żeby zobaczyć to, co z przodu, muszą przechylić głowę w bok. Nietrudno się domyślić, że każdy z nas próbował głaskać krowę właśnie z przodu, przez co ta musiała nie lada głupieć za każdym razem, kiedy widziała rękę, która tuż przed jej głową jej znikała, po czym nagle czuła, że coś ją próbuje smyrać po nosie. My też nie byliśmy bardziej odkrywczy, stwarzając na własny użytek teorię, że krowy na pewno się nas wstydzą i dlatego wycofują głowy. Na pewno :)
Krzysztof Kuczyk / www.cukry.com.pl
Mleko jest tak naprawdę końcowym etapem opieki nad krowami. Nie wiem czy brzmi to dość jasno, ale chodzi o to, że trzeba najpierw włożyć bardzo dużo pracy w to, żeby krowy poczuły się komfortowo, bezpiecznie i żeby im było ciepło (i zapewnić im rozrywkowy drapak, oczywiście!), żeby mogły dać dobre mleko. To jak ze wszystkimi zwierzętami. Myślicie, że czemu jajka od kur chowanych w klatkach są tanie? Tak, jedna rzecz to ta, że ich utrzymanie jest bardziej ekonomiczne. Ale druga to ta, że ich jajka są po prostu gorszej jakości i szybciej się psują – bo te biedne kury są zestresowane. Mamy więc pierwszy element – dobre samopoczucie zwierzaków.
Krzysztof Kuczyk / www.cukry.com.pl
Numer dwa – dobra pasza, troskliwy pan gospodarz (w Gaworkowie pan Andrzej Fronczyk) plus przyjazne krowom otoczenie: duża, nasłoneczniona obora, która chroni od deszczu, a w upalne dni wielkie pastwisko. Zwierzaki codziennie są dojone, myte, pielęgnowane, nawet nacierane specjalnym kremem, który ładnie pachnie (a co, krowy też estetki!).
Mleko trafia następnie do dużej schładzarki, gdzie jest ciągle mieszane i jego temperatura stopniowo i bez pośpiechu obniża się z 30 st. C do 3 st. C. I dopiero wtedy odbierane jest przez Danone i przewożone w specjalnych mlecznych cysternach do fabryki, gdzie robi się z niego jogurty, kefiry, śmietanki i inne mleczne przetwory.
Krzysztof Kuczyk / www.cukry.com.pl
A że zaspokajania ciekawości nigdy nie za wiele, na koniec zostawiłam najlepsze. Mleczne czy wiesz, że…
  • mleko pasteryzowane i UHT nie jest niczym sztucznym. To po prostu mleko podgrzane do wyższej temperatury, a następnie schłodzone po to, żeby pozbyć się z niego wszelkich bakterii
  • mleko w kartonie jest dużo lepsze niż mleko w plastikowej butelce – i to prawda, że to w plastiku zaczyna po 2 dniach śmierdzieć i zmieniać smak; kwestii mleka w worku nawet nie poruszam :)
  • do jogurtów dodaje się czasami zagęstniki, aby miały gęstą konsystencję, a nie lały się jak mleko, niektóre z nich są naturalne, inne nie – warto sprawdzić, które są które i wybierać te z naturalnymi składnikami
Chciałabym bardzo podziękować właścicielom gospodarstwa za przemiłe ugoszczenie.
Całej ekipie Danona za świetnie zorganizowany wyjazd, w miłej atmosferze i z fantastycznymi ludźmi.
Panu fotografowi (Krzysztofowi Kuczykowi) za ładne zdjęcia.
Więcej informacji o naturalnych produktach Danona tutaj: Natura. Tu jest mi dobrze
Macie ochotę na konkurs z atrakcyjnymi nagrodami? Zapraszam tutaj.

 

 

 

 

 

 

Comments

  1. Dorota

    Ale to nie tylko w Krakowie się mówi „na pole”. A na kapcie też mówisz „pantofle”? :) Fajnie było znów się spotkać, całusy i uściski Kuchareczko!

  2. OlaCruz

    W rodzinie mojego taty też funkcjonuje „na pole”. Kiedyś ciocia tak powiedziała, a ja byłam przekonana, że idzie na pole ze zbożem i będzie pracować, więc wyprosiłam ją, żeby mnie ze sobą zabrała. Ciocia była zdziwiona, ale się zgodziła. Wyszła przed dom, do studni i wróciła do domu. A ja cały czas szłam za nią i męczyłam ją kiedy wreszcie na to pole pójdziemy :)
    Buziaki, Kuchareczko! Do następnego spotkania :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *