Przy jedzeniu się (nie) czyta! – "Zdrowie masz we krwi"

Dziś kolejna recenzja z copiątkowego cyklu Przy jedzeniu się (nie) czyta! Tym razem nie fikcja literacka, a poradnik. Tak jeszcze na Book Me nie było.
Nie wiesz o co chodzi? Informacje o moim copiątkowym cyklu felietonów kulinarno-literackich Przy jedzeniu się (nie) czyta! znajdziesz tutaj.

Jeść same białka, a może tylko tłuszcz? Zrezygnować z owoców czy postawić na głodówkę. A może jeść zgodnie z grupą własnej krwi? O nie, kolejna dieta!

Nie lubię diet. Nie stosuję żadnych. I dlatego nie lubię o nich czytać – bo to dla mnie większa fikcja niż ta literacka. Ale dostałam książkę do ręki. Przeczytałam z ciekawości. Z dużą dozą sceptycyzmu, na dobry początek.

I zaskoczyłam się. Bo o ile nastawienie miałam naprawdę bojowe i byłam gotowa spierać się w myślach z autorką (a jeśli byłoby trzeba, także na głos), o tyle w trakcie czytania moja chęć walki nieco osłabła. Co nie znaczy, że w kilka godzin zmieniłam się w zagorzałą fankę jedzenia zgodnego ze swoją grupą krwi, ooo nie. Ale… Ale od początku.

O co chodzi? W skrócie: dawno temu była tylko jedna grupa krwi – A. Z niej po jakimś czasie zaczęły wykształcać się inne: B, AB i 0. Dieta zgodna z grupą krwi opiera się na założeniu, że to, co dla jednego człowieka jest dobre, dla drugiego wcale nie musi takie być. Nie wszyscy lubią kurczaka albo pieczoną paprykę. Idąc dalej, w zależności od tego, jaką mamy grupę krwi, jeśli chcemy być zdrowi, pozwalczać wszystkie choróbska i dobrze się czuć, powinniśmy sięgać po inne produkty. Bo to ta właśnie różnorodność jest gwarantem dobrego samopoczucia. Dotyczy to zresztą nie tylko jedzenia, ale też uprawianego sportu czy sposobów radzenia sobie ze stresem.

Na rynku jest taka masa książek o dietach, że za osoby, które chcą się odchudzić, albo po prostu zdrowo odżywiać, trzymam mocno kciuki. Bo nie pogubić się w tym gąszczu dietetycznych książek, to już jest nie lada sukces. W dodatku autor każdego poradnika pisze co innego. Jeden twierdzi, żeby nie pić kawy, bo szkodzi. Na co zaraz odzywa się drugi i przekonuje, że kawa jest co najmniej boskim napojem. Inny dochodzi do wniosku, że najlepiej będzie, jak zaczniemy pochłaniać tylko tłuszcz, na co zaraz kolejny odpowiada: „W białku siła!”. Do chóru przyłączają się następni: a to jedz kolorowo, a to nie łącz tego z tym (albo właśnie łącz), a to wreszcie detoksuj się przez 21 dni koktailami warzywnymi albo nagotuj cały gar zupy z kapusty od razu na tydzień. Mmm, pycha. Natomiast ta książka przekonuje mnie o tyle, że w nie znalazłam w niej kategorycznych stwierdzeń pod tytułem „od kurczaka schudniesz, a od wieprzowiny będziesz tyć”. Trafia do mnie to, że każdy potrzebuje tak naprawdę czegoś innego, żeby dobrze się czuć i mieć dużo energii. Dorota Augustyniak-Madejska tłumaczy to w ten sposób: nasze organizmy są tak skonstruowane, że w zależności od literaki, która mamy przed „Rh”, trawimy jedne rzeczy szybciej, inne wolniej. Niektórzy ludzie od tego samego mogą mieć wzdęcia, inni wręcz przeciwnie – czują się świetnie.

Zastanawiam się jednak na ile nasza tolerancja (bądź nietolerancja) niektórych produktów zależy od naszych przyzwyczajeń żywieniowych i kilku innych czynników poza samą grupą krwi, a na ile właśnie głównie od niej. Z drugiej strony, jeśli miałabym się zdecydować, czy jedzenie dostosowane do grupy krwi mnie przekonuje, czy też nie – to opowiedziałabym się po stronie kiwających potwierdzająco głowami. A przekonać choć w minimalnym stopniu takiego niedowiarka jak ja jest nie małym wyczynem.

Może to dlatego, że czytając tę książkę, wcale nie miałam wrażenia, że była pisana z obłędem czającym się na końcu pióra. Wręcz przeciwnie, jest bardzo logiczna. Spodobała mi się. Augustyniak-Madejska pisze tak, że rozumiem, o co chodzi. Wytłumaczyć coś najprościej na świecie jest najtrudniej. Autorka przedstawia różne mechanizmy działające w naszych organizmach. W prosty sposób pokazuje co się dzieje, gdy się przejadamy albo fundujemy sobie głodówkę, dlaczego jak jemy śmieciowe rzeczy, to mimo pełnego żołądka możemy zasłabnąć z braku energii. Wreszcie dlaczego nie można jeść w pośpiechu, bo tak zjedzone posiłki zwyczajnie się nie trawią i zalegają później kilka dni w jelitach, fundując nam różne sensacje trawienne i zamieniając nasz brzuch w balon.

Czyli: jest ciekawie. A przy tym jasno i zrozumiale. Jednych ta książka przekona, innych nie. Jedni pozostaną sceptyczni wobec odżywania pasującego do posiadanej grupy krwi, drudzy z miejsca zadeklarują się jej fanami. A jeszcze inni pozostaną gdzieś pośrodku. Przekonani, ale nie mający potrzeby robienia rewolucji na swoich talerzach. Tacy wezmą z książki co dobre, wyciągną wnioski i wykorzystają je do swoich potrzeb.
Czy już wiecie, do której grupy ja się zaliczam?

Dorota Augustyniak-Madejska – Zdrowie masz we krwi! Jak żyć zgodnie z grupa krwi
Gliwice 2011
Wydanie I
Stron: 144
Wydawnictwo:

Wyczytałam w książce, że osobom z mojej grupy krwi, A, świetnie robią jagody i cytryny. A że nie mogłam się opanować, i przy okazji jagód, kupiłam też w hurtowych ilościach truskawki (ostatnie tego lata, to już końcówki!), zrobiłam ze wszystkiego koktail. Na zdrowie!

Koktail truskawkowo-kokosowy

Składniki:

  • 2 szklanki truskawek
  • 2 łyżki jagód (naszych, polskich)
  • łyżka wiórków kokosowych
  • jogurt naturalny, niesłodzony – tyle, żeby zalał w blenderze owoce
  • kilka kropli soku z cytryny
  • miód – dla osłody, jeśli lubisz, ja nie dodałam
Przygotowanie:
Truskawki umyj, obierz, przekrój na pół. Wrzuć do blendera razem z wiórkami kokosowymi, zalej jogurtem, skrop sokiem z cytryny i jeśli lubisz, dodaj miód (1 łyżeczkę). Zmiksuj. Wrzuć do środka jagody, ale ich już nie miksuj. Przelej do szklanek i dodatkowo na wierzch możesz wrzucić kilka jagód.
Cykl recenzji Przy jedzeniu się (nie) czyta! powstaje we współpracy z portalem Bobyy.pl – także tam możesz znaleźć moje felietony literackie.

Comments

  1. ilka_86

    pyszny koktajl! robiłam ostatnio z malin, pyszny był!:) a takie książki uwielbiam, zresztą, jakich ja nie lubię;) Dostałam niedawno książkę Kuchnia antyrakowa, więc jak tylko przeczytam, podzielę się opinią na jej temat:) mnie ciągle brakuje czasu na czytanie, ale jak tylko zacznie się rok akademicki, nadrobię zaległości w drodze na uczelnię (w autobusie) ;) pozdrowionka Asiu;*

  2. Szarlotek

    W zasadzie tak już jest ,że to co dla nas jest zdrowe nie zawsze nam smakuje. Sama podchodziłam sceptycznie do tego tematu aż mnie olśniło i teraz już nie rezygnuję z porcji mięsa, pomimo,że wolę jarzyny. Taki koktajl jest dobry dla każdej grupy :)

  3. Agnes B.

    A ja lubię czytać wszelkie poradniki, na tematy, które mnie interesują. Wprawdzie bardziej interesuję się żywieniem zwierząt niż ludzi (cóż, taki los :D), ale wychodzę z założenia, że nawet z ‚najgorszego’ poradnika można wyciągnąć coś dobrego dla siebie. Choćby to miało być zapamiętanie nazwiska autora i omijanie jego dzieł w danym dziale ;-) .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *