Naleśniki z ser(c)em



Robione z sercem i specjalnie dla kochanej osoby, więc jak najbardziej walentynkowo. Kocham naleśniki. W każdej postaci: na słodko, na ostro, zwykłe, razowe, gryczane, cienkie jak ściereczki, puszyste jak biszkopt i drożdżowe. Absolutnie każde. A już naleśniki z serem to klasyka. Przepis znalazłam w małej starej książeczce z 1988 roku (a teraz uwaga – „cena zł 300”), jednej z tych, które co prawda zawsze w domu były, ale nikt ich nie ruszał. Ruszyłam więc ja :) Znalazłam całe mnóstwo świetnych przepisów, których aż żal nie wykorzystać. 



W tych naleśnikach szczególne jest nadzienie: jest lekko waniliowe i da się w nim wyczuć skórkę cytrynową. Mi smakowało tak, że dorobiłam dodatkową porcję i jadłam je samo, prosto z miski :)


Składniki:
naleśniki:



  • 1,5 szklanki mąki
  • 1 jajko
  • 1 szklanka mleka
  • 1 szklanka wody
  • sól
  • tłuszcz do smażenia (u mnie oliwa)


nadzienie:

  • 50 dag twarogu (tłustego albo półtłustego)
  • 2 jaja
  • pół szklanki cukru
  • pół torebki cukru waniliowego
  • skórka otarta z połowy cytryny





Przygotowanie:

Jajko ubić trzepaczką lub mieszakami do ubijania piany robota kuchennego. Dodać mleko, wsypać mąkę, posolić i mieszać ciasto, by nie miało grudek. Rozprowadzić wodą do potrzebnej gęstości (mi było potrzebne 3/4 szklanki wody) i pozostawić na ok. 1/2 godziny. W tym czasie zrobić nadzienie: ser zemleć w maszynce (ja opracowałam swoją metodę: wrzuciłam połowę sera do malaksera, zmieliłam na gładko, wrzuciłam drugą część, zrobiłam to samo – masa jest bardzo gęsta i taka ma być). Jajka utrzeć z cukrem, dodać otartą skórkę cytrynową i cukier waniliowy. Utarte jajka rozmieszać z serem na jednolitą masę. Na patelni rozgrzać tłuszcz, smażyć naleśniki z obu stron do przyrumienienia. Gotowe odkładać na głęboki talerz odwrócony do góry dnem i przykryty arkuszami ręcznika papierowego, żeby wchłonął nadmiar tłuszczu. Smarować nadzieniem serowym, składać w sposób, jaki najbardziej lubimy. Przed podaniem można jeszcze podsmażyć je przez chwilę na patelni i podać oprószone cukrem pudrem.



David Toscana, Ostatni Czytelnik
(moje kilka słów o książce – tu: klik klik)


Comments

  1. Kuchareczka

    Danusiu – ja mam okna otwarte na oswiez, chociaz kuchnia bezokienna, wiec przy smazeniu pol mieszkania zadymione :) Masz racje – pora wyjatkowo nie na smazenie nalesnikow, chyba ze pada :)

  2. gin

    Oczywiście :) „Chodźmy razem”, nazwisko autora niestety wywietrzało z głowy. Lektura jest wyjątkowo lekka, ale zabawna niesamowicie. Ja nie mogłam przestać się śmiać. Na rozluźnienie po ciężkim dniu – w sam raz :) Takie „oddechy” też są potrzebne :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *