Miesiąc: listopad 2010

Latające książki

Pozbywam się książek :) Skorzystałam, gotowałam z nich, lubiłam oglądać – wykorzystałam je tak jak tylko się dało. A teraz puszczam dalej. Żeby teraz komuś innemu dawały radość, inspirację i fajne przepisy. A więc, niech książki lecą! Po co je sprzedaję? Żeby zrobić miejsce na nowe, podzielić się tymi i wymienić je na pewną jedną …

Zaśnieżyło mi

Rano słyszę: Weź czapkę i rękawiczki, bo zimno. Dobra, wezmę. Oczywiście, że nie wzięłam. Próbując logicznie rozgryźć jak zimno mi będzie, skierowałam leniwie swoje prawe oko na okno. E, nie, nie może być aż tak zimno (doszłam do tego siedząc w ciepłym szlafroku, z termoforem na kolanach). Noo, jednak może. Wystarczyło, że raz wróciłam, odgrywając …

Francusko-amerykańskie pojednanie

Jeśli eiffela jest żelazną damą, to jaką jej statua? No dobra, wiem, wolną. Ale wolna dama, całe tuziny wolnych dam (bardzo wolnych dam), to raczej przy Moulin Rouge, nie ta szerokość geograficzna. Chociaż właśnie pod tą szerokością doszukałam się foremek. Zaparłam się, że nie wyjadę z Paryża, dopóki nie kupię foremki z eiffelą. Choćby nie wiem …

Ostra babeczko! Muffiny z czekoladą i chilli

Spaceruję sobie. Po Krakowie, po Kazimierzu. Bardzo sobotnio, cieplutko, aż razi po oczach. W Kolorach na placu nowym utargałam z origami niebieskiego słonia, obok na straganie kupiłam persymonę (zaraz napisze jak się ją je), na koniec najpyszniejsze w Krakowie naleśniki w Kolanku. Żeby przełamać sielankę, idę sobie ulicą Kupa. Tak, jest taka ulica w Krakowie …

Ene due tira misu

Pierwszy raz w życiu tiramisu wyszło spod moich rąk. Zawsze robił je ktoś inny. Ale ale, przyszła ta wiekopomna chwila, kiedy to ja zapragnęłam upaprać się mascarpone (a potem dumnie dzierżyć w łapie michę i wyjadać resztki kremu). Fajna sprawa. Bez pieczenia, z gotowymi biszkoptami (tylko dobre kupić trzeba! ja się polubiłam z włoskimi – a przynajmniej …

Kokosowe motyle w listopadzie

Co prawda nie odleciane, nawet nie odjechane i to całkiem dobrze – gdzie miały wylądować, wylądowały, zaspokajając szczęśliwych łapaczy motyli i umazując przy okazji trochę buzie bitą śmietaną. A mnie dały mnóstwo zabawy z wtykaniem skrzydełek w puszystość na czubku. Zawsze myślałam, że są trudne i pracochłonne – oj, jak się myliłam. Raz dwa się …