121 książek

Internet trąbi mi na lewo i prawo o tegorocznym raporcie Biblioteki Narodowej w sprawie czytelnictwa. Nawet na trąbienie w dwóch stacjach telewizyjnych i jednej radiowej się załapałam. I aż mnie wcięło. Choć podobno jest lepiej niż w poprzednich latach. Więc się zastanowiłam, czy możliwe jest czytelnictwo na minusie? W sensie: czy da się zapomnieć, jak składać litery? Druga rzecz, która mnie już nawet nie zaciekawiła, ale zdumiała,, że intensywny kontakt z książkami oznacza przeczytanie siedmiu…. na rok. Załóżmy, że wśród tych siedmiu książek jedne są cieńsze, inne grubsze. Jedna ma 400 stron, druga 150. Plus minus liczmy przeciętną 250-300 stron. 300 razy 7 (bo 7 książek), to wychodzi 2100 stron na rok. Podzielone na liczbę dni w roku – 5,75 strony dziennie. Przy średniej 250 stron wychodzi ponad 4,5 strony dziennie. Intensywny kontakt. 
Policzyłam, ile książek przeczytałam w ubiegłym roku. 121.
źródło: KLIK
Myślałam, że nic nie jest w stanie mnie bardziej zdziwić niż Polaków intensywne czytanie, a tu proszę – kolejna niespodzianka. Nawet dwie. Nawet trzy. Pierwsza to fakt, że ludzie nie tyle nie czytają książek, bo za grube, tylko po prostu – nie czytają, bo nie czytają. Dla połowy Polaków przeczytanie trzech stron graniczy z cudem – trzech stron czegokolwiek: krótkiego opowiadania, artykułu w gazecie albo w Internecie (nawet w Internecie! nawet na portalu plotkarskim!). Trzy-strony. Przecież to góra 10 minut zajmuje. Drugie zadziwienie: ludzie na emeryturze nie czytają w takim samym stopniu, jak młodsi. Więc problem nie tkwi w braku czasu. I trzecie: lektury. TAK, kanon lektur szkolnych jest koszmarny i wcale się nie dziwię, że nikt tego nie chcę czytać, ale szkoła jest miedzy innymi od tego, żeby ten nawyk czytania wyrobić. Żeby pokazać dzieciakom: hej, patrzcie jakie mamy super książki. A tu, hm, Zbyszko z Bogdańca. Nie tak! Chociaż podobno do 5 klasy wszedł teraz Harry Potter. Wreszcie.
Na osłodę statystyk – dwukolorowe ciasteczka czekoladowe. Kruche ciemne krążki, pomiędzy nimi gęsty krem z białej czekolady. A na wierzchu – banan. Czarne-białe-czarne-białe. W co grasz? 
Biała czekolada, wiadomo, jest bardzo słodka. Dlatego ciasteczka nie mogą być przesłodzone. Odrobina mniej cukru niż w zwykłych i kruchych plus dużo kakao. Ale to naprawdę dużo, ani jedna, ani nawet dwie łyżki nie wystarczą. Ciasto ma być bardzociemnobrązowe, prawie czarne. I wychodzi pyszne, bardzo kruche czekoladowe cudo. A krem wewnątrz – pycha! Clue całego smaku, który zaczyna się czuć po rozgryzieniu czarnego krążka. Małe i słodkie. Takie, że chce się jeszcze. I jeszcze. I jeszcze jedno ostatnie.

Ciasteczka podwójnie czekoladowe z bananem
(Cookies & cream sandwiches)
(przepis przerobiony po mojemu, wzorowany na pomyśle Susanny Tee z książki 1001 cupcakes, cookies & other tempting treats)


Składniki na ok. 15 połączonych ciastek:

  • 125 g miękkiego masła
  • 60 g cukru pudru 
  • 115 g mąki
  • 40 dobrego kakao
  • cała łyżeczka cynamonu
  • 1,5 tabliczki białej czekolady
  • 2 łyżki śmietanki kremówki
  • 1 banan

Przygotowanie:

Nagrzej piekarnik do 160 stopni C. Do dużej miski włóż masło z cukrem i ubijaj, aż masło zacznie blednąć i masa zrobi się puszysta. Wsyp mąkę, cynamon i kakao i wymieszaj wszystko – najlepiej najpierw drewnianą łopatką, potem rękami. Ciasta nie musisz schładzać. Ważne tylko, żeby nie wałkować je na oprószonym mąką blacie, bo ciastko ma w sobie wystarczająca ilość mąki – jeśli da się więcej, ciastka będą twarde i za mączne, czekoladowy smak się zagubi. Dlatego zamiast oprószać blat, weź dwa kawałki przezroczystej folii spożywczej.

Jeden prostokątny kawałek rozłóż na blacie, połóż na nim ciasto, przykryj je drugim kawałkiem i tak wałkuj między dwoma warstwami na placek grubości ok. 3-4mm.

Zdejmij wierzchnią folię i wycinaj foremką kółka. Układaj je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.

Niczym nie smaruj. Na połowę ciastek połóż plasterek banana (sam przylepi się do ciastka podczas pieczenia).

Piecz przez 15 minut. W tym czasie przygotuj krem: rozpuść w kąpieli wodnej białą czekoladę ze śmietanką. Wymieszaj, żeby nie było grudek, odstaw do lekkiego przestudzenia. Po wyciągnięciu ciastek z piekarnika musisz dać im ostygnąć, inaczej będą zbyt miękkie, żeby je przenieść i połamią się. Kiedy są już ostudzone, możesz przełożyć na duży talerz albo tackę, na każde ciastko bez banana nakładaj sporo kremu i przykrywaj drugim krążkiem, z plasterkiem banana na wierzchu.

Nie dociskaj mocno wierzchniego ciastka, bo jest bardzo kruche i może pęknąć.

Wystarczy, że równomiernie rozprowadzisz krem (uwaga, jest gęsty!), np. dużym płaskim nożem i przyłożysz go czekoladowym krążkiem.

Michael Pollan – Jak jeść
Książka cienka, ale z cyklu tych esencjonalnych. Bez zbędnego peplania dlaczego, a jak, a po co. Bez gadanie o tym, co wszyscy wiedzą. Że warzywa, to zdrowe, że jak owoce, to dojrzałe, że jak mięso, to dobrze, żeby wcześniej wesoło sobie skakało po łące i samo dobrze jadło. Że to, co podawane jest przez okno samochodu, nie jest jedzeniem. Że to, co zawiera w sobie składniki, których nie potrafi wymówić przeciętny trzecioklasista, też dobrym jedzeniem nie jest. A im chleb twój bielszy, tym pogrzeb rychlejszy. To nie jest książka do zaczytania się. Ale zostaje w głowie. Zaczęłam łapać się na tym, że ni z tego, niż  owego, przypominają mi się niektóre rady Pollana. Na przykład jedz to, co prędzej czy później samo zgnije. Gnicie to jedzeniowa naturalna kolej rzeczy. To nie tak, że jak coś jest dobre, to przetrzyma bardzo długo. Oczywiście, są takie smaczki – patrz: przetwory. Ale większości produktów to nie dotyczy. Jogurty z czteromiesięczną datą ważności to gruba przesada. Albo jabłka z supermarketu, które świecą się dokładnie tak samo po dwóch dniach i dwóch tygodniach. I w ogóle jabłka, które się świecą jak nawoskowane. Coś jest generalnie nie tak. Inny mój pieszczoch: pakowane gotowe dania mączne, jak naleśniki, krokiety, pierogi – nie mrożone. Czasami widzę takie z datą na kilka tygodni do przodu. A na zdrowy rozsadek, jak się zastanowić: smażę naleśniki, owijam je folią i chowam do lodówki – to ile się utrzymają? Ja moim daję max 5 dni.

Comments

  1. Zaytoon

    Jejku, Asiu! Ty jesteś naprawdę absolutną książkoholiczką. 121 książek… Nie, tyle w życiu bym nie przeczytała. Tak kilkadziesiąt może… Choć ostatnio strasznie mi się średnia zaniżyła, bo czas ucieka mi nie wiadomo kiedy i nie wiadomo jak. Poza tym: mam problemy ze skupieniem. Ech! Muszę coś ze sobą zrobić…

    A szkolne lektury to naprawdę tragedia. Jak lubię czytać (ogólnie), to od dłuższego czasu żadnej nie przeczytałam. Tak, wiem. Nieładnie.

    Ciasteczka świetne. I w dodatku z mojej ulubionej książki! ;) Właśnie dzisiaj będę szukała w niej jakiejś inspiracji na ciasteczka, które chcę przygotować na czekoweekend.

    Buziak!

  2. Pluskotka

    Ciasteczka już zjadłam oczami. ;)
    Zajrzałam do mojego spisu ksiąg przeczytanych i odkryłam, że jest ich 354. Piszę odkryłam, bo odkąd studiuje czytam bardzo mało. Dopiero w wakacje nawiedzam bibliotekę i podbijam licznik o 10-15 pozycji. A to wstyd bo na osiedlu akademickim jest biblioteka. Czas więc wyrobić sobie siódmą kartę biblioteczną. :)

  3. anlejka

    Zobaczyłam zdjęcie to pierwsze co mi do głowy przyszło to: „OREO!” Tak, reklamy szkodzą człowiekowi.
    A co do książek… Z czasu swojej podstawówki, gimnazjum pamiętam, że cała klasa przeczytaną miała ‚katarynkę’ i ‚latarnika’ i inne takie nowelki. No ale co się dziwić skoro stron tam było 10?

  4. atina

    Ciasteczka rewelacyjne! I jaka profesjonalna fotorelacja! Super!

    A co do książek, to jak te dane usłyszalam, to mnie zaskoczyły, choć sama nie wiem dlaczego;) Już nie raz słyszałam, ze ludziom nie chce się czytać. ja tam uwielbiam książki. Raz czytam więcej raz mniej, ale uwielbiam to ! Jak napotkam na ciekawą książkę, to mnie od niej trudno odgonić i często wypatruje wolnej chwili, bo móc się w nią zagłębić:) Pozdrawiam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *