Jeść same białka, a może tylko tłuszcz? Zrezygnować z owoców czy postawić na głodówkę. A może jeść zgodnie z grupą własnej krwi? O nie, kolejna dieta!
I zaskoczyłam się. Bo o ile nastawienie miałam naprawdę bojowe i byłam gotowa spierać się w myślach z autorką (a jeśli byłoby trzeba, także na głos), o tyle w trakcie czytania moja chęć walki nieco osłabła. Co nie znaczy, że w kilka godzin zmieniłam się w zagorzałą fankę jedzenia zgodnego ze swoją grupą krwi, ooo nie. Ale… Ale od początku.
O co chodzi? W skrócie: dawno temu była tylko jedna grupa krwi – A. Z niej po jakimś czasie zaczęły wykształcać się inne: B, AB i 0. Dieta zgodna z grupą krwi opiera się na założeniu, że to, co dla jednego człowieka jest dobre, dla drugiego wcale nie musi takie być. Nie wszyscy lubią kurczaka albo pieczoną paprykę. Idąc dalej, w zależności od tego, jaką mamy grupę krwi, jeśli chcemy być zdrowi, pozwalczać wszystkie choróbska i dobrze się czuć, powinniśmy sięgać po inne produkty. Bo to ta właśnie różnorodność jest gwarantem dobrego samopoczucia. Dotyczy to zresztą nie tylko jedzenia, ale też uprawianego sportu czy sposobów radzenia sobie ze stresem.
Na rynku jest taka masa książek o dietach, że za osoby, które chcą się odchudzić, albo po prostu zdrowo odżywiać, trzymam mocno kciuki. Bo nie pogubić się w tym gąszczu dietetycznych książek, to już jest nie lada sukces. W dodatku autor każdego poradnika pisze co innego. Jeden twierdzi, żeby nie pić kawy, bo szkodzi. Na co zaraz odzywa się drugi i przekonuje, że kawa jest co najmniej boskim napojem. Inny dochodzi do wniosku, że najlepiej będzie, jak zaczniemy pochłaniać tylko tłuszcz, na co zaraz kolejny odpowiada: „W białku siła!”. Do chóru przyłączają się następni: a to jedz kolorowo, a to nie łącz tego z tym (albo właśnie łącz), a to wreszcie detoksuj się przez 21 dni koktailami warzywnymi albo nagotuj cały gar zupy z kapusty od razu na tydzień. Mmm, pycha. Natomiast ta książka przekonuje mnie o tyle, że w nie znalazłam w niej kategorycznych stwierdzeń pod tytułem „od kurczaka schudniesz, a od wieprzowiny będziesz tyć”. Trafia do mnie to, że każdy potrzebuje tak naprawdę czegoś innego, żeby dobrze się czuć i mieć dużo energii. Dorota Augustyniak-Madejska tłumaczy to w ten sposób: nasze organizmy są tak skonstruowane, że w zależności od literaki, która mamy przed „Rh”, trawimy jedne rzeczy szybciej, inne wolniej. Niektórzy ludzie od tego samego mogą mieć wzdęcia, inni wręcz przeciwnie – czują się świetnie.
Zastanawiam się jednak na ile nasza tolerancja (bądź nietolerancja) niektórych produktów zależy od naszych przyzwyczajeń żywieniowych i kilku innych czynników poza samą grupą krwi, a na ile właśnie głównie od niej. Z drugiej strony, jeśli miałabym się zdecydować, czy jedzenie dostosowane do grupy krwi mnie przekonuje, czy też nie – to opowiedziałabym się po stronie kiwających potwierdzająco głowami. A przekonać choć w minimalnym stopniu takiego niedowiarka jak ja jest nie małym wyczynem.
Może to dlatego, że czytając tę książkę, wcale nie miałam wrażenia, że była pisana z obłędem czającym się na końcu pióra. Wręcz przeciwnie, jest bardzo logiczna. Spodobała mi się. Augustyniak-Madejska pisze tak, że rozumiem, o co chodzi. Wytłumaczyć coś najprościej na świecie jest najtrudniej. Autorka przedstawia różne mechanizmy działające w naszych organizmach. W prosty sposób pokazuje co się dzieje, gdy się przejadamy albo fundujemy sobie głodówkę, dlaczego jak jemy śmieciowe rzeczy, to mimo pełnego żołądka możemy zasłabnąć z braku energii. Wreszcie dlaczego nie można jeść w pośpiechu, bo tak zjedzone posiłki zwyczajnie się nie trawią i zalegają później kilka dni w jelitach, fundując nam różne sensacje trawienne i zamieniając nasz brzuch w balon.
Czyli: jest ciekawie. A przy tym jasno i zrozumiale. Jednych ta książka przekona, innych nie. Jedni pozostaną sceptyczni wobec odżywania pasującego do posiadanej grupy krwi, drudzy z miejsca zadeklarują się jej fanami. A jeszcze inni pozostaną gdzieś pośrodku. Przekonani, ale nie mający potrzeby robienia rewolucji na swoich talerzach. Tacy wezmą z książki co dobre, wyciągną wnioski i wykorzystają je do swoich potrzeb.
Czy już wiecie, do której grupy ja się zaliczam?
Dorota Augustyniak-Madejska – Zdrowie masz we krwi! Jak żyć zgodnie z grupa krwi
Gliwice 2011
Wydanie I
Stron: 144
Wydawnictwo:
Koktail truskawkowo-kokosowy
Składniki:
- 2 szklanki truskawek
- 2 łyżki jagód (naszych, polskich)
- łyżka wiórków kokosowych
- jogurt naturalny, niesłodzony – tyle, żeby zalał w blenderze owoce
- kilka kropli soku z cytryny
- miód – dla osłody, jeśli lubisz, ja nie dodałam
Comments
interesująca recenzja, dziękujemy za dodanie zdjęcia koktajlu, czekamy na kolejne! :)
poczytałam trochę o grupach krwi dzięki Tobie i chyba faktycznie coś w tym jest. Jakoś intuicyjnie wybieram te rzeczy, które są dobre dla mojej grupy krwi – a też jestem A.
Pozdrawiam
Monika
http://www.bentopopolsku.blogspot.com
Znalazłam to kiedyś na twarzoksiążce: https://fbcdn-sphotos-a.akamaihd.net/hphotos-ak-snc6/249768_174697182590399_157684540958330_464781_5328141_n.jpg
I tak akurat chyba mi najbardziej pasuje do wszystkich diet :D
Jeszcze nigdy nie miałam w ręku dietetycznej książki. Mam czas na diety:)
http://food-is-so-good.blogspot.com
pyszny koktajl!
Koktajl pycha prze pani Asi! :))
Uściski :*
Asiu, nie wiem jaką masz grupę krwi, mogę sprawdzić i Ci napisze ;)
Majanko, wróciłaś! Hurra! :)
Anlejko, parsknęłam śmiechem i trochę zaplułam monitor :D
Książka mimo iż poradnik wydaje się być napisana zabawnym językiem :)Ja na razie co prawda dietetyczne książki omijam i delektuję się tymi mniej dietetycznymi, jednak ta wygląda na taką w której oprócz dietetycznych wskazówek można znaleźć też wiele zdrowotnych ciekawostek.
Taki koktajl to pyszny zastrzyk zdrowia. Świetne zdjęcia :)
dobrze wiedzieć, bo ja też gr A ;) jagody lubię, cytryny lubię no ale za truskawkami szaleję, wieć skradnę szklaneczkę koktajlu