Po świętach każdemu zostaje sporo jedzenia. Zawsze. Co święta. Chociaż wiadomo, że i tak się tego nie przeje, co roku przed świętami oprócz maratonu prezentów, sprzątania i ubierania choinki rusza konkurencyjny wyścig pod tytułem „nagotujmy jak dla woja”.
Po świętach zostaje fura jedzenia. W lodówce, na stole, na balkonie – wszędzie. Gdzieś przeczytałam, że statystyczny przez tych kilka grudniowych dni Polak wyrzuca do kosza jedzenie o wartości od 200 do 350 zł. Wszystko dlatego, że przez dwa dni sklepy są zamknięte, więc na wszelki wypadek kupujemy więcej jedzenia – w końcu lepiej, żeby było na zapas niż gdyby miało zabraknąć. Właśnie niekoniecznie. Bo wśród tej spożywczej tony są i produkty z krótką datą przydatności do spożycia, i takie, na które po świątecznych obżarstwie i tak nie będziemy mieć ochoty.
Jak mądrze zarządzać jedzeniem na święta?
Subiektywny przewodnik po sprawdzonych sposobach:
- Nie.kupuj.tyle. Naprawdę, nie potrzebujesz aż tyle jedzenia. Po Wigilii Twoja lodówka będzie przypominać wypchaną do granic możliwości walizkę, którą w dodatku trudno domknąć. Stąd część produktów zawsze ląduje na balkonach albo parapetach. Owszem, można, tylko po co? Na gwiazdkę nie dostajesz w bonusie drugiego żołądka. Twój brzuch nie jest w stanie pomieścić tego całego jedzenia.
- Nawet nie myśl o gotowaniu. Ja przez święta zawsze jadłam i jem to, co zostało z Wigilii. Wydawało mi się, że wszyscy tak robią, aż nie spotkałam się z opinią, że 25 i 26 grudnia nie wypada podawać tego, co na Gwiazdkę. Wypada, nie wypada – u mnie tak po prostu jest. Wszyscy przez 3 dni jemy karpia, barszcz, pierogi, sałatkę jarzynową i jeszcze nikomu przez to korona z głowy nie spadła.
- Zamroź co się da. Mięso się da, ryby się nie da. Ugotowana/usmażona/uduszona/upieczona ryba po odmrożeniu będzie ciapowata. Surowa jest ok. Pierogi i inne kluskowate potrawy możesz zamrozić. Gotowane warzywa też. Zup nie próbowałam, ale na logikę – tak, można. Sałatek – nie. Pieczywo tak, ciasta – to zależy, ale w większości tak (wyjątkiem są te z galaretkami, masami z kasz, np. manny). Dobrym pomysłem jest też mrożenie surowych dań, jeśli na etapie przygotowywania zdasz sobie sprawę, że będzie tego dobra za dużo – np. nieugotowanych uszek, ryb, surowego ciasta na pierniki.
- Pieczywo i ciastka – wysusz i zmiel. Ja mielę w blenderze, można też w maszynce do mięsa. Po co? Z pieczywa mam bułkę tartą, która ZAWSZE się przyda, a ze zmielonych ciastek robię spody do ciast: sernika, tart, szarlotek. Zamiast specjalnie kupować krakersy do ciasteczkowego spodu, wykorzystuję swoje. Okruszki się nie psują. Można je też wykorzystać do obtaczania trufli albo bakaliowych kulek. Okruszki przechowuje w szczelnie zamkniętych słoikach lub puszkach. Do wysuszenia i zmielenia nadają sie wszystkie ciasta i ciastka poza: tymi nasączonymi alkoholem, fragmenty z galaretkami, kolorowym lukrem i cukrowymi posypkami oraz masy, ciasta serowe, ciasta z dużą ilością suszonych owoców (np. keksy – bo susone owoce mogą pleśnieć w zamknięciu) i wilogotne ciasta, np. makowce. Drugi pomysł na resztki z ciastek – bajaderki czyli kulki „przegląd tygodnia”. Jeśli masz dobrej jakości ciastka, bajaderki wyjdą wręcz bajeczne – wystarczy dodać odrobinę czegoś mokrego (ja dodaję zazwyczaj mleko albo sok jabłkowy, ale sok jabłkowy dosładza całość), tłuszczu oraz kakao lub zmielone orzechy i inne dodatki wedle upodobań. Dodaję wszystkiego na oko i na smak – tyle, żebym mogła utoczyć nierozpadające się kulki i tak, żeby były słodkie, ale nie przesłodzone.
- Pierniczki z choinki schowaj do puszki. Możesz je wykorzystać za rok. Albo za dwa. Albo za pięć. Bez żadnego problemu, nie zepsują się, pod warunkiem że schowasz je do szczelnie zamkniętej puszki albo słoika na ciastka z przykrywką.
- Owoce – wysusz. W piekarniku albo na kaloryferze. Ja wolę drugą opcję, bo a) nie tracę energii na pieczenie, b) w całym domu ładnie pachnie. Susząc na grzejniku, kroję owoce w cienkie plasterki, układam na styropianowych albo papierowych tackach i co pół dni przekładam owoce na drugą stronę. I już – mam do jedzenia albo do dekoracji.
- Zrób sałatkę. Jeśli nie możesz już patrzeć na ryby, ziemniaki, kasze albo makaron – zrób z nich sałatkę. Dodaj suszone pomidory, paprykę, podsmażoną cebulę, czosnek i jogurt grecki, śmietanę albo majonez. Plus zioła i przyprawy.
- Zanieś nadmiar do Banku Żywności. Albo do innej instytucji, która zbiera żywność. Wiesz, ile osób czeka na taką pomoc? Zastanów się: lepiej wyrzucić poświateczne jedzenie, tylko dlatego, że nie jesteś w stanie go przejeść czy nakarmić nim kilka dorosłych osób lub dzieci, które często nie mają możliwości zjeść w święta nawet ciepłego posiłku?
zdjęcie: Natalia Klenova
Comments
Dziękuję za pomysły. Myślę, że powinnaś ten post zamieścić przed świętami :)….
U nas również zjadało się to co pozostało z wigilii. Jeśli byli goście to w drugi dzień świąt gotowaliśmy obiad.
Teraz robię maleńkie porcje, aby było różnorodnie. Dań z wigilii od babci już nie dostajemy – wiek już jej nie pozwala gotować dla wszystkich dań na wynos, a kiedyś tak było… Dzięki temu możemy ugotować kilka małych porcji ulubionych dań. Śledzie mogą trochę poleżeć. Ryba po grecku jest doskonała na zimno, ale też na obiad. Szynka, którą zaplanowałam na świąteczny obiad, stoi w marynacie zrobię ją w weekend. A to co zostanie będzie doskonałą wędliną. Sałatki mąż nakroił miskę, zamiast cebuli która się psuje dodajemy por, majonez dodajemy przed jedzeniem, co przedłuża żywotność tego dania.
Ciasta… robię sernik, którego ćwierć zamroziłam, ćwierć posłużyła za prezent świąteczny dla tej części rodziny, która NIC nie G.O.T.U.J.E…. Pierniki, ciasteczka czekoloadowo-orzechowe mogą jeszcze postać 2 tygodnie (dziękuję za pomysł na okruszki….) A bigos. Bigos robię po świętach z kapusty z grzybami i wędlin które zostaną.
U mnie w domu także przez okres świąteczny jada się to, co zostało z wigilii, a ciasta niejednokrotnie zostają zamrożone i jemy je w Sylwestra (o dziwo pozostają niesamowicie mięciutkie i świeże) :)
U mnie rzeczy z Wigilii jemy na kolacje w następne dni, ciasta pieczemy tyle ile zjemy, często w drugie święto mamy gości którzy nam trochę pomogą i jakoś nic nie idzie do wyrzucenia.
Dodatkowo nie kupujemy też bardzo dużo, tylko tyle ile zjemy. Gdy przed świętami widzę w hipermarketach ludzi z wózkami z których już wszystko wypada, pytam się po co? Przecież ile można zjeść?
Naprawdę ciekawy artykuł!
Author
Bardzo dziekuję! :) I masz rację – ileż mozna?
święta są mocno problematyczne pod tym względem, to prawda! kiedy ma się w głowie 10 czy 12osobową wigilię o jedzeniu myśli się hurtowo, a potem zawsze zostaje. przyznam, że w moim rodzinnym domu jedzenie ze świąt pojawiało się jeszcze w sylwestra.. sama mam już dość po dwóch dniach i kombinuję jak koń pod górę co z tym fantem zrobić i jak przerobić. post wpadł mi w ręce w idealnym momencie, z pierniczków już nic poza spodami do ciast nie będzie, coś czuję.. :P