Książka i kawa. Latte i „Ogród małych kroków”

Po chick licie (czyli ni mniej ni więcej tylko literaturze określanej jako „kobieca”) odbywa się regularne, bezobciachowe jeżdżenie z góry na dół. Że zły, brzydki i nieambitny, i że to na taki temat, że tylko o jedną grupę odbiorców zahacza.

z22305576IH,Ksiazka-i-kawa--Latte-i--Ogrod-malych-krokow-

Wiecie co, szczerze mówiąc, jeśli główną postacią w książce jest kobieta, a głównym punktem widzenia jest sposób widzenia głównej postaci, to fakt: dziwne bardzo, że literatura kobieca jest kobieca. Jakoś sobie nie wyobrażam, żeby po chick lit sięgali mężczyźni. Zaczęłam się zastanawiać, czy panowie też mają taką literaturę: identycznie odwrotną niż kobiety, tzn. dziewczyny albo sięgną po nią przez przypadek, albo z ciekawości, albo naturalnie nie zapuszczają się w jej rewiry w księgarniach w ogóle.

Thrillery, fantastyka, książki wojenne, polityczne, sensacyjne i tzw. napierdzielanki. Znam mnóstwo kobiet, które czytają je z wypiekami na twarzy. To może inny kierunek? Trochę wstyd, bo schematycznie: książki o wędkowaniu, o militariach, o motoryzacji. No ok. Ale to poradniki. Kobiece poradniki dotyczą wyglądu. A kulinaria i Działka moje hobby jest po równo dla wszystkich.

Więc nie doszłam do rozwiązania zagadki. Jeśli porównać literaturę do kawy, to chick lit jest jak latte na podwójnym, a jego odwrotność, której szukam, to espresso z sześciu szotów.

I teraz, dziewczyny: kto nigdy nie pił latte na podwójnym?

Nescafe_sierpień_Ogród małych kroków recenzja Book me a cookie

Chick lit leży na moich regałach jak indeks ksiąg zakazanych. Zajmuje dokładnie jedną półkę. Do tej pory było tak, że trochę się go wstydziłam, trochę nie wiedziałam co z nim zrobić, ale cholernie żal było mi go oddać. I tak jeździł ze mną w kolejnych pudłach przy przeprowadzkach. Po tej ostatniej (60 pudeł książki, 6 pudeł życie) starałam się ułożyć książki jakimś kluczem i wyszło mi, że chick lit ma jedną zasadniczą zaletę: jest literaturą pocieszycielską.

To literatura pisana z kobiecego punktu widzenia (niekoniecznie przez kobietę, autorem może być mężczyzna), w której główną lub jedną z głównych bohaterek jest kobieta (Merde się więc niestety nie łapie) ma kilka cech wspólnych: jest, jak już wspomniałam, pocieszycielska, dobrze sprawdza się zarówno przy ciężkich, jak i lekkich klimatach (dół jesienny, długie chłodne zimowe wieczory i jednakowo świetnie na wywczasie) i jeśli jest dobra, zwijasz się przy niej ze śmiechu.

Jak przy Ogrodzie małych kroków. W życiu bym nie przeczytała tej książki, gdyby nie Monika (dzięki Monia!). Dosłownie wsadziła mi ją do ręki, a ja pomyślałam, że… fajna okładka (?!). Jechałam na wakacje, dwa tygodnie i 3/4 walizki w książkach, dołączenie jednej to już był pikuś, nie nadbagaż.

z22294941Q

Ogród… czyta się świetnie. Przeczytałam na raz, w kilka godzin i może za szybko, ale tę książkę się leci zamiast przez nią brnąć. O co kamman? Lili jest ilustratorką z dwójką dzieci i psem. Umiera jej mąż, praca zaczyna się sypać, ALE może dostać do zrealizowania jeszcze jedno zlecenie. Każdy, kto żyje pozaetatowo i podejmuje się zleceń, obliczając, na ile miesięcy naprzód ma za co żyć, wie o czym mówię. Etat ma swoje plusy, freelance swoje. Kobieta bierze zlecenie.

I dowiaduje się, że aby je zrealizować, w pakiecie z wykonywaniem pracy, musi odbyć kurs ogrodniczy. Bo książka, którą ilustruje, zawiera ryciny roślin, a ktoś tam się uparł, że te ryciny mają być wykonane dokładnie. Kim jest „ktoś tam” wyjaśnia się później, nie zaspoileruję teraz. Kobieta bierze to na klatę i mimo że ani się na roślinach specjalnie nie zna, ani nie lubi dłubać w ziemi, bierze dzieci pod pachę i jedzie. Nic nie wie, nie do końca jej się to podoba, w dodatku dołącza do niej siostra-wariatka, której ewidentnym mechanizmem obronnym jest rozwinięta do perfekcji mieszanka poczucia humoru i wypierania wszystkiego, czym mogłaby się przejmować, gdyby miała na to czas. Ale nie ma czasu, więc radośnie dochodzi do wniosku, że niestety nie może tak o wszystkim dogłębnie myśleć. Do tej dwuosobowej mieszanki trzeba jeszcze dodać grono pozostałych kursantów: dwie beztroskie panie lesbijki w średnim wieku, jednego byłego więźnia, małego chłopca i jego młodą mamę, generałowatego mężczyznę, który prawie się nie odzywa i oczywiście – prowadzący kurs.

I w tym momencie zaczyna się inna bajka. Usiądźcie, zaparzcie sobie duży kubas latte i przypomnijcie sobie, jak ze śmiechu może boleć brzuch. Enjoy!

Abbi Waxman – Ogród małych kroków
Wydawnictwo Otwarte
Kraków 2017
okładka miękka

Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *